Milczenie prezesa PZPN skłania do snucia domysłów i spekulacji. Odkąd w poniedziałek podziękował Brzęczkowi za pracę, przez media – nie tylko polskie – przewinęło się już kilkanaście nazwisk. Głównie włoskich, bo to ten kierunek jest najbliższy sercu Bońka.
Faworytem wydawał się Marco Giampaolo. Prezes PZPN miał się z nim kontaktować po tym, jak w poniedziałek zwolniono go z Torino. Nigdy nie ukrywał, że ceni jego warsztat, kiedyś w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej" powiedział nawet, że zatrudniłby go prędzej niż Jürgena Kloppa, bo „chce trenera, a nie showmana". Giampaolo zna kilku polskich piłkarzy. Z Piotrem Zielińskim i Łukaszem Skorupskim pracował w Empoli, z Krzysztofem Piątkiem w Milanie, z Bartoszem Bereszyńskim i Dawidem Kownackim w Sampdorii, a z Karolem Linettym w Sampdorii i Torino.
Pojawienie się Giampaolo w gronie kandydatów do wzięcia miało być wytłumaczeniem nagłej decyzji o rozstaniu z Brzęczkiem. Ale Boniek zapytany przez dziennikarzy „Tuttosport", czy Włoch o szwajcarskich korzeniach może przejąć reprezentację Polski, zdecydowanie zaprzeczył.
Na giełdzie nazwisk znajdują się także m.in. Vincenzo Montella i Gianni De Biasi. Pierwszy bez większych sukcesów prowadził kiedyś Milan i Sevillę, ale po zwolnieniu z Fiorentiny od ponad roku jest bezrobotny. Drugi awansował z Albanią na Euro 2016, a niedawno został selekcjonerem Azerbejdżanu, który nie szczędzi pieniędzy na futbol. Wątpliwe, by porzucił tak dobrze płatne stanowisko.
Również ze względów finansowych trudno uwierzyć, że oferta z PZPN mogłaby skusić byłych trenerów Juventusu i Interu – Massimiliano Allegriego i Luciano Spallettiego. Tym bardziej Niemca Thomasa Tuchela, któremu w Paris Saint-Germain katarscy szejkowie płacili około 7,5 mln euro rocznie. Żaden z nich nie zaryzykowałby też raczej podjęcia się takiego wyzwania za pięć dwunasta. Do pierwszego meczu eliminacji mistrzostw świata z Węgrami zostały dwa miesiące, do Euro – niecałe pięć.