Tak wynika z wniosku, który został skierowany przez Sąd Rejonowy w Gliwicach do Trybunału Konstytucyjnego (sygnatura akt: P 46/11).
Ze statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w sądzie pracy w pierwszej instancji proces trwa średnio pięć miesięcy. Jeśli zwolniony lub jego pracodawca złoży apelację, to wydłuża się do roku. Gdy pracownik wygra proces i zostanie przywrócony do pracy, zgodnie z art. 47 kodeksu pracy może liczyć na wypłatę wynagrodzenia za maksymalnie dwa miesiące. Tylko gdy został zwolniony dyscyplinarnie, zgodnie z art. 57 k.p. ma prawo do wynagrodzenia za trzy miesiące.
Do sądów rejonowych i okręgowych trafia średnio około 70 tys. spraw rocznie i co piąta jest rozpatrywana przez sąd drugiej instancji. Oznacza to, że w całej Polsce nawet kilkanaście tysięcy osób zwolnionych czeka ponad 12 miesięcy na wyrok w swojej sprawie. Przeciętnie zarabiający pracownik traci w tym czasie kilkadziesiąt tysięcy złotych, jeśli się okaże, że jego pracodawca podjął bezprawną decyzję.
– Większość pozwów, które trafiają do naszego wydziału, dotyczy przywrócenia do pracy. Dopiero w czasie procesu zwolnieni zmieniają swoje roszczenie na odszkodowanie. Dzieje się tak, szczególnie kiedy znajdą nowe zatrudnienie i nie zależy im na powrocie do poprzedniego pracodawcy – mówi sędzia Dorota Czyżewska, przewodnicząca wydziału prawa pracy w Sądzie Rejonowym dla Warszawy Śródmieścia.
W czasie procesu chudnie nie tylko portfel pracownika. Maleje także jego emerytura