[b]To wniosek ze środowego wyroku warszawskiego Sądu Apelacyjnego (sygn. I ACa 1110/08).[/b]
Mecenas Tadeusz K. pozwał Tomasza B., swego czasu radnego jednej z podwarszawskich gmin, zarzucając mu, że naraził go na utratę dobrej opinii oraz renomy jako prawnika przez kwestionowanie jego prawniczych kompetencji.
Sformułowania radnego nie były skrajnie ostre: projekt jednej z uchwał nazwał bublem prawnym, innemu zarzucił, że jest niezgodny z prawem (co zresztą w pewnym stopniu było prawdą, gdyż powołany był niewłaściwy przepis), ale tego rodzaju uwagi padały podczas bardzo nerwowych posiedzeń rady gminy. W każdym razie w ocenie świadków radcy (w tym jego wspólników) wypowiedzi pozwanego miały mieć ostrą wymowę.
Sesje były nagrywane, ale sąd I instancji nie zdołał dokładnie odczytać wszystkich wypowiedzi (były szumy), a odczyty powoda i pozwanego znacznie się różniły. Co ciekawe, pozwany, z zawodu technik kryminalistyczny, mówił, że to zła wola powoda i sądu okręgowego, i wnosił o pozwolenie nagrywania rozpraw przed sądem, ale nie dostał zgody.
W każdym razie SO zobowiązał byłego radnego do opublikowania na jego koszt w Biuletynie Informacyjnym gminy przeproszenia adwokata za wszystkie „wystąpienia ustne i pisemne, w których – nie mając żadnych uprawnień – kwestionował jego fachowość, rzetelność, przygotowanie zawodowe i znajomość prawa”. Miał też oświadczyć, że w przyszłości zaniecha tego typu wypowiedzi pod jego adresem.