PiS takim ruchem ucieka do przodu. Spór z instytucjami unijnymi zaczął mu ciążyć w polityce wewnętrznej. Zarzut polexitu działa bowiem niezwykle mobilizująco na elektorat opozycji.
Nowe przepisy nie tylko wypełnią żądania Luksemburga wynikające z wprowadzonych środków zabezpieczających. Idą znacznie dalej, przywracając stary stan prawny. Nowela uznaje mianowicie, że kadencje sędziów SN, w tym pierwszej prezes SN, nigdy nie zostały przerwane. Nie będzie więc żadnej nowej procedury nominacyjnej przed Krajową Radą Sądownictwa i prezydentem. Wiekiem przechodzenia w stan spoczynku będzie więc - tak jak wcześniej - 70 lat, zarówno dla sędziów SN, jak i NSA, dla wszystkich sędziów, którzy objęli swoje stanowiska przed dniem wejścia w życie projektowanej nowelizacji.
Do tego rodzaju zagrywek w sporze z Brukselą PiS zdążyło już wszystkich przyzwyczaić. Pytanie, czy ta zmiana zamknie cały spór czy tylko jeden z jego rozdziałów. Nowela niewątpliwe pozbawia argumentów komisarza Fransa Timmermansa. Warto jednak pamiętać, że lista zarzutów Holendra wobec Polski była długa (m.in. KRS, wymiana prezesów sądów, TK). Prawo i Sprawiedliwość odsunęło od siebie widmo nieuchronnej porażki przed TSUE w atmosferze polexitowych oskarżeń. Pokazało z drugiej strony, że jest gotowe na dalekie ustępstwa, które jeszcze kilka tygodni temu były nie do pomyślenia.
Czytaj też: PiS składa nowy projekt ustawy o Sądzie Najwyższym
Jeżeli Timmermans zechce kontynuować spór, ma wszelkie narzędzia. Kolejne żądania postawiłyby jednak PiS pod ścianą. Przywrócenie kilkunastu sędziów SN mających bardzo wycinkowy wpływ na rzeczywistość prawną w Polsce to mimo wszystko dla PiS niewygórowana cena za wyciszenie konfliktu z Brukselą przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Ale już odwrócenie reformy KRS, czego może się wkrótce domagać Holender, jest już nie do przyjęcia. Wywołałoby to reakcję łańcuchową, a w efekcie wszystkie zmiany w sądach, które od dwóch lat forsuje PiS, rozsypałyby się jak domek z kart. Pytanie jednak, ile swobody w kwestii dalszych żądań ma Timmermans. Bo z jednej strony grillowanie PiS może być na rękę urzędującym w Brukseli liberałom, gdyż w ten sposób konserwują antysceptyczny wizerunek prawicy, bardzo niekorzystny przez wyborami do PE. Z drugiej strony stawianie żądań, których PiS nie będzie mógł spełnić bez poważnych strat politycznych na krajowym podwórku, rzeczywiście mogłoby wyprowadzić nasz kraj na drogę do niechcianego polexitu. Nie wiadomo tylko, czy zachodnioeuropejskie elity chcą na pewno testować taki wariant.