Dlatego z wyjaśnieniami pośpieszyła minister Jadwiga Emilewicz. Napisała na Twitterze, że „proporcjonalność składek na ZUS ma dotyczyć tylko najmniejszych firm. Nie straszmy więc tych dużych gwałtownym wzrostem składek". Najmniejszych, czyli jakich? Jednoosobowych, zatrudniających do pięciu pracowników? A gwałtowny wzrost składek ma nie dotyczyć dużych, czyli kogo?
Całe to zamieszanie ze składkami ZUS dla biznesu przypomina inną, nie tak dawną historię. Przed wyborami europejskimi pojawił się pomysł przeprowadzania testu przedsiębiorcy. Kontrole miały decydować o tym, czy np. ten, kto prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą i wystawia jedną fakturę, jest faktycznie przedsiębiorcą, czy tylko udaje biznesmena, aby zaoszczędzić na ZUS. Taka weryfikacja miała zapewnić dodatkowe wpływy do budżetu.
Przepychanki w sprawie testu trwały w rządzie długo, tysiące przedsiębiorców żyły w strachu przed tym, że decyzja urzędnika zniszczy ich firmy, a im samym odbierze środki do życia. Jedne wyjaśnienia zaprzeczały drugim. Ostatnio premier na łamach „Rzeczpospolitej" stwierdził stanowczo, że żadnego testu nie będzie.
Przed październikowymi wyborami wypuszcza się próbny balon z następnym pomysłem. Znów szokując przedsiębiorców, odbierając im pewność co do tego, w jakich warunkach będą prowadzić działalność. Prawdopodobnie sprawę nowego, dużego ZUS wyjaśniać będzie ostatecznie premier. Jeśli nawet przekreśli spekulacje o drastycznym wzroście składek, będzie to tylko oświadczenie. A jaka jest gwarancja, że gdy już nie będzie skąd brać na spełnienie innych obietnic, nie powrócą i test przedsiębiorcy, i wyższe składki?
Już drugi raz w tym roku cierpliwość i zaufanie przedsiębiorcy do rządu poddawane są ciężkiej próbie. Znów sonduje się groźne rozwiązania. Trudno więc nie zadać pytania, czy to już wszystko. Może do trzech razy sztuka i niedługo polscy przedsiębiorcy doczekają się hat tricka, który zwali ich z nóg. Kolejny pomysł, jak pokazuje doświadczenie, może przebić poprzednie. Trening bowiem czyni mistrza.