Trudno się nie zgodzić z krytykami decyzji ministra sprawiedliwości o cofnięciu do niższej instancji młodego sędziego z Olsztyna, który zaraz po wyroku unijnego Trybunału zwrócił się do kancelarii Sejmu o upublicznienie listy sędziów popierających kandydatów na nowych sędziów. To posunięcie ministra niczego bowiem w sporze nie zmieni.
Sędzia ten włączył się w trwającą od czterech lat wojnę o status sądownictwa, nie czekając, co zrobią adresaci wyroku TSUE – z jednej strony trójkowe składy Izby Pracy Sądu Najwyższego, z drugiej rząd i większość sejmowa. Od czasu tego wyroku wielu wysokich przedstawicieli różnych władz, łącznie z pierwszą prezes SN prof. Małgorzatą Gersdorf, przedstawiało różne sposoby wdrożenia wskazań Luksemburga. W szczególności czy powinno to nastąpić ustawą, może z uwzględnieniem jakiegoś kompromisu z SN, czy uchwałami, choćby najszerszych składów SN. Zachowanie sędziego trąci więc niegrzecznością wobec tych wysokich organów, a może wręcz (polityczną) prowokacją.
Prezes Izby Cywilnej Sądu Najwyższego zaapelował, aby jej nowi sędziowie powstrzymali się do Świąt od orzekania w starych sprawach do czasu rozstrzygnięcia sporu w Izbie Pracy po wyroku Luksemburga, i zadecydował o niewyznaczaniu nowych wokand aż do rozstrzygnięcia SN. Nikt chyba jednak nie wierzy, że zapadnie ono do Świąt i zakończy spór, tym bardziej że uchwały nie wiążą sądów w innych sprawach.
Wróćmy jednak do decyzji ministra sprawiedliwości. Formalnie mógł cofnąć sędziemu delegację, ale czy decyzja ta ma jakiś pozytywny wpływ na ten spór? Gdyby zaś tak się zachował sędzia niebędący w delegacji, minister nie mógłby użyć tego bacika.
A to przecież minister z rządem politycznie odpowiadają za zorganizowanie sprawnego sądownictwa, a z uzyskaniem tej sprawności mają najwyraźniej kłopot. Czas najwyższy na jakieś fundamentalne rozwiązanie. I nie mam na myśli kolejnej noweli naprawczej, ale raczej porozumienie władzy z sędziami, a przynajmniej z rozsądniej patrzącą na pisowskie reformy częścią. Jeden duży krok strona rządowa już uczyniła, przywracając do orzekania wysłanych na wcześniejszy przymusowy stan spoczynku sędziów SN łącznie z pierwszą prezes. Strzelanie z kapiszonów sporu tego nie zakończy.