Sytuację zradykalizowało unijne rozporządzenie o ochronie danych osobowych, które weszło w życie 25 maja 2018 roku. Ostatnio rzeczywistość przyniosła nowe zagrożenia. Ich rezultatem jest to, że pojawiło się na serwerach firm, urzędów i innych instytucji publicznych sporo nowego typu danych osobowych, w tym tych cennych, bo wrażliwych. Jest dużo podmiotów, które chętnie za nie zapłacą, po to by komercyjnie z nich skorzystać, czyli po prostu sprzedać i zarobić. Przecież chorzy i ludzie potencjalnie zagrożeni wirusem to świetni klienci, na których można łatwo żerować i trochę się dorobić. Trzeba tylko do nich dotrzeć i złożyć ofertę handlową. Dane osobowe mogą w tym pomóc. Cudowne talizmany i kamienie lecznicze, kolorowe proszki i nadzwyczajne płyny, lewe maseczki i środki dezynfekcyjne, świece zapachowe i inne czary mary to prawdziwe atrakcje dla naiwnych. Wszystko przez azjatycką zarazę, czyli koronawirusa.
Dlatego szczególne zadanie do wykonania mają dziś administratorzy. To na nich spoczywa odpowiedzialność za dostęp do bazy danych osobowych. Nie mogą one trafić w ręce osób nieupoważnionych. Administratorzy muszą zastosować takie rozwiązania organizacyjne i techniczne, by zapewnić bezpieczeństwo chronionych przez siebie danych i uwzględnić wszelkie ryzyka ich przetwarzania.
Warto sobie przypomnieć, że prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych pod koniec ubiegłego roku nałożył na pewna spółkę, która naruszyła przepisy w zakresie poufności, legalności, rzetelności i przejrzystości danych osobowych niezwykle wysoką karę pieniężną. Wyniosła ona prawie 3 miliony złotych (równowartość 660 tysięcy euro). Jest jasne, że brzmi to groźnie. Więc, kochani administratorzy danych trzymajcie się, zwłaszcza w tych trudnych czasach. Roboty co niemiara.
Więcej szczegółów w tekście Anety Siwek „Stosowanie środków bezpieczeństwa".