Co jest przedmiotem ochrony prawa autorskiego

Posługiwanie się w opracowaniu nazwą oryginału jest bardzo częste i w niczym nie podważa oceny jego charakteru jako odrębnego utworu – pisze profesor prawa

Publikacja: 08.02.2010 03:15

Co jest przedmiotem ochrony prawa autorskiego

Foto: Rzeczpospolita

Red

Pisząc „o trendzie do maksymalnego rozciągania granic ochrony prawa autorskiego” ([link=http://www.rp.pl/artykul/393965.html]„Rz” z 19 listopada 2009 r.[/link]) Damian Flisak (D. F.) traktuje jako odosobnioną interpretację wyrażoną w wyroku Sądu Najwyższego z 27 lutego 2009 r. (V CSK 337/08) i bronioną także przeze mnie. Według D.F. „zakwalifikowaniu specyfikacji jako nowego wytworu intelektu nie stoi na przeszkodzie okoliczność użycia w jej treści funkcjonujących w obrocie klauzul do umowy ubezpieczenia (…). Podkreślenia wymaga okoliczność, że (…) formularz oferty, w odniesieniu do którego prawo zamówień publicznych nie zawiera jakichkolwiek wytycznych dotyczących treści, (…) oznacza, że dokument ten w całości stanowi przejaw działalności twórczej”.

Wykładnia pojęcia przedmiotu ochrony prawa autorskiego stanowi kwestię podstawową uzasadniającą podjęcie polemiki.

[srodtytul]Fundamentalny element[/srodtytul]

Szerokie ujęcie pojęcia utworu jako przedmiotu ochrony prawa autorskiego to fundamentalny element tradycji polskiego prawa autorskiego. Sformułowane zostało ono jeszcze w okresie międzywojennym i wyrażone w pierwszej polskiej ustawie o prawie autorskim z 1926 roku. Następnie zostało powtórzone i w ustawie z 1952 r., i w prawie obowiązującym. Nie oznacza to, że nie pojawiały się poglądy postulujące zawężające pojęcie utworu. To one jednak są niszowe, niemające oparcia w obowiązującym prawie.

Również judykatura SN, tak międzywojenna, jak i powojenna, akceptowała w wielu orzeczeniach szerokie rozumienie pojęcia utworu. Wymienić tu należy zwłaszcza [b]wyrok SN z 5 marca 1971 r. (I CR 593/70)[/b]: „O powstaniu prawa autorskiego nie decyduje stopień wartości opracowanego dzieła, gdyż nawet znaczeniowo niewielkie opracowania mogą stanowić przedmiot ochrony autorskiej, byleby cechował je element twórczości”.

Przytoczony zatem przez D.F. wyrok SN z 2009 r. nie jest ewenementem, a stanowi doniosłe rozwinięcie stanowiska tradycyjnego, mającego oparcie w ustawowym ujęciu przesłanek utworu ugruntowanego we wcześniejszym orzecznictwie. Wyrok ten ma szczególne znaczenie, gdyż coraz częściej pojawia się konieczność dokonywania ocen pod kątem ochrony autorskiej różnych, często drobnych, a jednak dających się zidentyfikować co do swego pochodzenia, przejawów intelektualnej działalności, wtórnie wykorzystywanych, zwłaszcza w działalności gospodarczej, technicznej lub naukowej. Coraz częściej pojawiają się spory dotyczące wykorzystywania oryginalnych elementów, np. w spotach reklamowych, wzorach przemysłowych, różnorakich projektach, utworach plastycznych, wzorach umów, instrukcjach, przewodnikach i innych opracowaniach rozpowszechnianych następnie jako własne, z pominięciem faktu wykorzystania w nich elementów będących przedmiotem cudzego oryginalnego ujęcia.

W swoim wyroku z 2009 r. SN trafnie przeciwstawił się próbom ograniczania ochrony autorskiej, zwłaszcza ze względu na użytkowe funkcje utworu. Teza wyroku kwestionowana przez D.F. ma oparcie w wyraźnym stwierdzeniu ustawy, iż ochrona autorska obejmuje k a ż d y utwór ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia. SN, formułując przytoczone stanowisko, powołał się na znane wcześniejsze wyroki, uznające za utwór np. książki kucharskie, instrukcje obsługi, rozkłady jazdy, wzory i formularze. Wyliczenie to należy uzupełnić o twórczość tzw. użytkową, a więc np. o przeznaczeniu reklamowym, wzory dla przemysłu, projekty techniczne i organizacyjne.

[srodtytul]Ocenić może znawca[/srodtytul]

Potrzeba ochrony przejawów twórczości w tych i wielu innych sferach wynika z faktu korzystania z twórczości w coraz szerszym zakresie w dziedzinach wykraczających poza tradycyjne obszary twórczości artystycznej i naukowej. Ponadto coraz częściej jedynie znawca danej kategorii twórczości jest w stanie ocenić oryginalność utworu. Ocena wymaga bowiem znajomości szczególnych uwarunkowań powstawania poszczególnych kategorii utworów. Często niespecjaliście treść i kształt utworu mogą się wydawać banalne lub być rezultatem działalności wyłącznie technicznej, tzn. powielającej znane wcześniej rezultaty lub wymagającej jedynie określonej sprawności, wiedzy, oprzyrządowania i znajomości określonej konwencji. Dopiero analiza dokonana przez znawcę pozwala na wskazanie twórczego charakteru.

Twórczość chroniona prawem autorskim polega na wypełnianiu miejsc wymagających interpretacji rezultatem własnej wyobraźni. I to rozstrzyga o twórczym charakterze rezultatu. Nie ma przy tym niebezpieczeństwa udzielania nadmiernej ochrony drobnym przejawom twórczości. Dochodzącego ochrony autorskiej obciąża bowiem obowiązek wykazania, że bez podstawy prawnej wykorzystano jego utwór, a mianowicie zawłaszczono zawarte w nim oryginalne elementy. Udowodnienie przejęcia cudzych osiągnięć minimalnie twórczych jest nierzadko trudne do przeprowadzenia. Właśnie trudności dowodowe stanowią skuteczną zaporę przed ochroną nadmierną. Takie ujęcie jednocześnie w sposób pełny koresponduje z ideą ochrony wszelkich twórczych rezultatów ustalonych w jakiejkolwiek postaci, uniemożliwiając żerowanie na cudzym intelektualnym dorobku.

[srodtytul]Zakaz wartościowania[/srodtytul]

W świetle wyraźnego brzmienia art. 1 ust. 1 [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=128490]prawa autorskiego[/link] także druga teza artykułu D.F. wymaga zakwestionowania, tj. iż tylko merytoryczne ingerencje w tekście uzasadniają uznanie opracowania za twórcze. Ustawa kategorycznie zakazuje jakiegokolwiek wartościowania utworu, także zatem pod kątem merytorycznym.

Jest to niezwykle ważne. Historia prawa autorskiego zna wiele prób ograniczania ochrony ze względu na wartościowanie formy lub treści utworu, w szczególności pod kątem ideologicznym, politycznym lub estetycznym. Poczytuję więc za osiągnięcie, że uchroniono nasze prawo autorskie przed tymi zakusami.

[srodtytul]Twórcze wybory[/srodtytul]

Kryterium wniesienia wkładu twórczego w opracowanie stanowiące w ujęciu ustawy odrębny utwór, wcale nie powinno polegać na „merytorycznych ingerencjach” w cudzy utwór. Przeciwnie, takie ingerencje z reguły naruszałyby fundamentalne prawo autora utworu pierwotnego do integralności jego utworu. Motywy tworzenia opracowania bywają przecież różne. Znaczna część opracowań powstaje ze swej istoty jako wynik twórczych poszukiwań zmierzających do oddania możliwie najpełniej zestroju wartości oryginału w innej konwencji twórczej środków wyrazu użytych w opracowaniu. Łączy się to z twórczymi wyborami co do tego, jak w nowej konwencji i w surowcu nowych środków wyrazu możliwie najbardziej przybliżyć się do pełnego zestroju wartości oryginału w sytuacji, gdy pełne oddanie zestroju wartości oryginału w opracowaniu nie jest obiektywnie możliwe. Najpełniejszym przykładem jest tu tłumaczenie cudzego utworu.

Krytyka przytoczonego stanowiska SN, a również i mojego, w przedmiocie szerokiej wykładni pojęcia utworu podjęta została przez D.F. przy okazji krytyki mego stanowiska w kwestii oceny charakteru prawnego wydanego drukiem „Dzienniczka” św. Faustyny. Odnosząc się do podniesionych wyżej tez tej krytyki, poza moją wypowiedzią chciałbym pozostawić te fragmenty wypowiedzi D.F., w których polemizuje on ze zgromadzeniem, do którego należała św. Faustyna, w kwestii trwania ochrony „Dzienniczka”. Polemika ta polega zresztą na nieporozumieniu.

Rozpowszechnianie „Dzienniczka”, niezależnie od kwestii jego ochrony majątkowej, nie wchodzi w grę, gdyż „Dzienniczek” w swojej wersji oryginalnej nie został opublikowany i – jak wynika z dostępnych informacji – zgromadzenie to nie zamierza dokonać takiej publikacji. Przedmiotem sporu jest natomiast charakter prawny wydanego opracowania „Dzienniczka”. D.F. uważa, że wersje, w których „Dzienniczek” został opublikowany, nie stanowią opracowania, wobec czego można z nich swobodnie korzystać. Stanowisko takie uważam za błędne i sprzeczne z omówionym wyżej rozumieniem utworu, jako przedmiotu prawa autorskiego i jego szczególnej postaci, jaką jest opracowanie. Prowadziłoby ono do naruszenia, a właściwie do pominięcia istnienia prawa do opracowania. Prawo do opracowania, jako do odrębnego utworu od oryginału, jest uzasadnione twórczym charakterem opracowania. Nie wydaje się, aby za argument zastępujący taką ocenę można było uznać stwierdzenie D.F., że opublikowane wersje opracowań opatrzone zostały tytułem „Dzienniczek”. Posługiwanie się w opracowaniu nazwą oryginału jest bardzo częste i w niczym nie podważa oceny charakteru opracowania jako odrębnego utworu.

Zgadzam się z D.F., że ocena, czy opracowanie „Dzienniczka” ma charakter twórczy, powinna się zasadzać na porównaniu z wersją oryginalną. Za dowolne, a przede wszystkim za niewłaściwe, uważam natomiast jego stwierdzenie, iż „bezładne stylistycznie notatki świętej, poczynione w atmosferze religijnego uniesienia, zostały uporządkowane (…). Krótko mówiąc, przekaz świętej uczyniono bardziej zrozumiałym”. Nie najważniejsze jest przy tym, że autor tych słów nie miał w ręku oryginału „Dzienniczka”, co powoduje, że dokonane przezeń oceny „Dzienniczka” i oceny charakteru wkładu w jego opracowanie są bezpodstawne i dowolne.

Podejmując polemikę dotyczącą „Dzienniczka” św. Faustyny i możliwości jego swobodnego rozpowszechniania, ograniczam mój wywód do aspektów związanych z prawem autorskim, mimo iż nie wyczerpuje to istoty znaczenia „Dzienniczka”. Mam bowiem świadomość, że aspekt prawnoautorski odnosi się do sfery w istocie marginalnej. Świadomie zatem w mojej wcześniejszej wypowiedzi opublikowanej w „Rz” pominąłem aspekty teologiczne, moralne i mistyczne tego tekstu oraz fakt, że sam w sobie jest on relikwią i stanowi skarb literatury religijnej otaczany szczególną czcią.

Pisząc „o trendzie do maksymalnego rozciągania granic ochrony prawa autorskiego” ([link=http://www.rp.pl/artykul/393965.html]„Rz” z 19 listopada 2009 r.[/link]) Damian Flisak (D. F.) traktuje jako odosobnioną interpretację wyrażoną w wyroku Sądu Najwyższego z 27 lutego 2009 r. (V CSK 337/08) i bronioną także przeze mnie. Według D.F. „zakwalifikowaniu specyfikacji jako nowego wytworu intelektu nie stoi na przeszkodzie okoliczność użycia w jej treści funkcjonujących w obrocie klauzul do umowy ubezpieczenia (…). Podkreślenia wymaga okoliczność, że (…) formularz oferty, w odniesieniu do którego prawo zamówień publicznych nie zawiera jakichkolwiek wytycznych dotyczących treści, (…) oznacza, że dokument ten w całości stanowi przejaw działalności twórczej”.

Pozostało 92% artykułu
Opinie Prawne
Arkadiusz Opala: Przywracanie praworządności - czy i kiedy będzie możliwe?
Opinie Prawne
Piotr Mgłosiek: Minister ma narzędzia, lecz z nich nie korzysta
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co zmieni odejście Julii Przyłębskiej z TK
Opinie Prawne
Jakub Stelina: Kryzys wokół TK - politycy zepsuli, politycy powinni naprawić
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie Prawne
Jan Skoumal: Muchomorki, słoneczka i żabki, czyli sędziowie według Adama Bodnara
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska