Pisząc „o trendzie do maksymalnego rozciągania granic ochrony prawa autorskiego” ([link=http://www.rp.pl/artykul/393965.html]„Rz” z 19 listopada 2009 r.[/link]) Damian Flisak (D. F.) traktuje jako odosobnioną interpretację wyrażoną w wyroku Sądu Najwyższego z 27 lutego 2009 r. (V CSK 337/08) i bronioną także przeze mnie. Według D.F. „zakwalifikowaniu specyfikacji jako nowego wytworu intelektu nie stoi na przeszkodzie okoliczność użycia w jej treści funkcjonujących w obrocie klauzul do umowy ubezpieczenia (…). Podkreślenia wymaga okoliczność, że (…) formularz oferty, w odniesieniu do którego prawo zamówień publicznych nie zawiera jakichkolwiek wytycznych dotyczących treści, (…) oznacza, że dokument ten w całości stanowi przejaw działalności twórczej”.
Wykładnia pojęcia przedmiotu ochrony prawa autorskiego stanowi kwestię podstawową uzasadniającą podjęcie polemiki.
[srodtytul]Fundamentalny element[/srodtytul]
Szerokie ujęcie pojęcia utworu jako przedmiotu ochrony prawa autorskiego to fundamentalny element tradycji polskiego prawa autorskiego. Sformułowane zostało ono jeszcze w okresie międzywojennym i wyrażone w pierwszej polskiej ustawie o prawie autorskim z 1926 roku. Następnie zostało powtórzone i w ustawie z 1952 r., i w prawie obowiązującym. Nie oznacza to, że nie pojawiały się poglądy postulujące zawężające pojęcie utworu. To one jednak są niszowe, niemające oparcia w obowiązującym prawie.
Również judykatura SN, tak międzywojenna, jak i powojenna, akceptowała w wielu orzeczeniach szerokie rozumienie pojęcia utworu. Wymienić tu należy zwłaszcza [b]wyrok SN z 5 marca 1971 r. (I CR 593/70)[/b]: „O powstaniu prawa autorskiego nie decyduje stopień wartości opracowanego dzieła, gdyż nawet znaczeniowo niewielkie opracowania mogą stanowić przedmiot ochrony autorskiej, byleby cechował je element twórczości”.