Przed czterema laty na tych samych łamach opublikowałem artykuł „Siedem bolączek polskiego więziennictwa”. Czy od tamtego czasu coś się zmieniło? Tak, m.in. czasowo przestało nam grozić 120 tys. osób pozbawionych wolności. To bardzo dobrze. Jednak wiele kwestii pozostaje nierozwiązanych. Poprzedni artykuł kończyłem stwierdzeniem, że potrzebna jest debata na temat polskich więzień. To zdanie nie straciło nic ze swojej aktualności, ale zyskało zupełnie inny kontekst. Wtedy apelowałem o tę debatę, dopatrując się w niej remedium na bardzo niebezpieczne tendencje ówczesnej władzy, lubiącej zamykanie ludzi w więzieniach na długie lata. Jeśli teraz mówię o konieczności debaty, to mam ku temu inne powody. Teraz wynika to z troski o jakość polskiego systemu penitencjarnego. I to właśnie dlatego zadaję siedem pytań, które w moim przekonaniu mają znaczenie dla przyszłości tego systemu.
[srodtytul]Nie ma merytorycznej debaty[/srodtytul]
Pierwsze pytanie dotyczy właśnie debaty: dlaczego przez ostanie lata problemy tak ważnego sektora życia publicznego jak więziennictwo przestały być przedmiotem merytorycznej debaty publicznej. Wprawdzie więziennictwo było adresatem pytań i przedmiotem ataków, lepiej lub gorzej się broniło, ale to nie miało nic wspólnego z wymianą poglądów w kwestiach zasadniczych. Gdzie i kiedy odbyła się rzeczowa debata na temat tego, co demokratyczne społeczeństwo powinno zrobić z 80 tys. osób pozbawionych wolności i prawie 30 tys. funkcjonariuszy? Czy znamy nasze własne opinie na ten temat? Czy w ogóle mamy takie opinie? Oczywiście, nie czas przesądzać, ile w tym winy samego więziennictwa, które skutecznie izoluje się od środowisk opiniotwórczych, ale wiedziony mądrością biblijną pierwszy nie rzucę kamieniem.
Od wielu lat kryminolodzy na całym świecie mówią, że więziennictwo staje się społecznym śmietnikiem, miejscem, do którego można wysłać każdego, kto nie pasuje do normalniejącego społeczeństwa. Tam znajdą swoje miejsce narkomani, alkoholicy, notoryczni damscy bokserzy, alimenciarze, pedofile, cykliści (prowadzili rower po pijanemu), a nawet dzieci w wieku 15 lat. Służba Więzienna (SW) staje się natomiast superformacją, która bez szemrania (słyszalnego publicznie) wykona każde powierzone jej zadanie. Trzeba zbudować 10 czy 20 tys. nowych miejsc zakwaterowania – to żaden problem, poradzimy sobie, panie ministrze – meldował przed kilku laty Centralny Zarząd Służby Więziennej. Trzeba zrobić terapię dla przestępców seksualnych – proszę bardzo. Nikt sobie nie radzi, ale SW musi. Trzeba zakładać bransoletki więźniom – oczywiście zrobi to SW, bo kto ma to zrobić? Będzie areszt domowy – nie ma problemu, oddelegowani funkcjonariusze SW będą sprawdzać zachowanie aresztantów w kapciach.
[srodtytul]Do czego służy więziennictwo[/srodtytul]