Siedem pytań w sprawie polskiego więziennictwa

Choć niebezpieczne tendencje w polskim więziennictwie nie grożą nam już tak jak jeszcze niedawno, nadal potrzebna jest gruntowana debata na temat polskich więzień – twierdzi kryminolog, członek Podkomitetu ds. Prewencji Tortur ONZ

Publikacja: 09.03.2010 03:15

Siedem pytań w sprawie polskiego więziennictwa

Foto: Fotorzepa, Bartłomiej Żurawski BŻ Bartłomiej Żurawski

Red

Przed czterema laty na tych samych łamach opublikowałem artykuł „Siedem bolączek polskiego więziennictwa”. Czy od tamtego czasu coś się zmieniło? Tak, m.in. czasowo przestało nam grozić 120 tys. osób pozbawionych wolności. To bardzo dobrze. Jednak wiele kwestii pozostaje nierozwiązanych. Poprzedni artykuł kończyłem stwierdzeniem, że potrzebna jest debata na temat polskich więzień. To zdanie nie straciło nic ze swojej aktualności, ale zyskało zupełnie inny kontekst. Wtedy apelowałem o tę debatę, dopatrując się w niej remedium na bardzo niebezpieczne tendencje ówczesnej władzy, lubiącej zamykanie ludzi w więzieniach na długie lata. Jeśli teraz mówię o konieczności debaty, to mam ku temu inne powody. Teraz wynika to z troski o jakość polskiego systemu penitencjarnego. I to właśnie dlatego zadaję siedem pytań, które w moim przekonaniu mają znaczenie dla przyszłości tego systemu.

[srodtytul]Nie ma merytorycznej debaty[/srodtytul]

Pierwsze pytanie dotyczy właśnie debaty: dlaczego przez ostanie lata problemy tak ważnego sektora życia publicznego jak więziennictwo przestały być przedmiotem merytorycznej debaty publicznej. Wprawdzie więziennictwo było adresatem pytań i przedmiotem ataków, lepiej lub gorzej się broniło, ale to nie miało nic wspólnego z wymianą poglądów w kwestiach zasadniczych. Gdzie i kiedy odbyła się rzeczowa debata na temat tego, co demokratyczne społeczeństwo powinno zrobić z 80 tys. osób pozbawionych wolności i prawie 30 tys. funkcjonariuszy? Czy znamy nasze własne opinie na ten temat? Czy w ogóle mamy takie opinie? Oczywiście, nie czas przesądzać, ile w tym winy samego więziennictwa, które skutecznie izoluje się od środowisk opiniotwórczych, ale wiedziony mądrością biblijną pierwszy nie rzucę kamieniem.

Od wielu lat kryminolodzy na całym świecie mówią, że więziennictwo staje się społecznym śmietnikiem, miejscem, do którego można wysłać każdego, kto nie pasuje do normalniejącego społeczeństwa. Tam znajdą swoje miejsce narkomani, alkoholicy, notoryczni damscy bokserzy, alimenciarze, pedofile, cykliści (prowadzili rower po pijanemu), a nawet dzieci w wieku 15 lat. Służba Więzienna (SW) staje się natomiast superformacją, która bez szemrania (słyszalnego publicznie) wykona każde powierzone jej zadanie. Trzeba zbudować 10 czy 20 tys. nowych miejsc zakwaterowania – to żaden problem, poradzimy sobie, panie ministrze – meldował przed kilku laty Centralny Zarząd Służby Więziennej. Trzeba zrobić terapię dla przestępców seksualnych – proszę bardzo. Nikt sobie nie radzi, ale SW musi. Trzeba zakładać bransoletki więźniom – oczywiście zrobi to SW, bo kto ma to zrobić? Będzie areszt domowy – nie ma problemu, oddelegowani funkcjonariusze SW będą sprawdzać zachowanie aresztantów w kapciach.

[srodtytul]Do czego służy więziennictwo[/srodtytul]

I tu czas na drugie pytanie: czy wiemy, co to jest polskie więziennictwo i do czego ono służy. Nie chcę, żeby powstało wrażenie, że więzienie należy chronić przed alkoholikami czy sprawcami przestępstw seksualnych. To, że za kraty trafiają osoby uzależnione czy pedofile, to rzecz naturalna – skoro popełnili poważne przestępstwa, to tam jest ich miejsce. Chodzi jednak o to, i to jest moje trzecie pytanie: czy SW jest powołana i czy ma kwalifikacje do tych wszystkich czynności, które wcześniej wymieniłem. Czy zatem jest powołana do budowania nowych miejsc pozbawienia wolności, do prowadzenia wszelkich form terapii czy do elektronicznego nadzoru. Tylko patrzeć, kiedy więziennictwo zacznie wykonywać tzw. community service, tj. kary o charakterze pracy na rzecz społeczności, a być może i grzywny. Pytania, które tu się rysują, są pochodną poprzednich – czy my wiemy, co to jest Służba Więzienna i do czego służy. Czy my znamy jej misję? Czy my znamy poglądy samej SW na to, jaka ona powinna być? Z moich doświadczeń wynika, że opinie szeregowych funkcjonariuszy są czasem dość odległe od przekonań decydentów i naszych wyobrażeń o tych opiniach. Czy należy zatem pytać funkcjonariuszy? Należę do tych, którzy uważają, że tak. Nie jest to jednak pogląd powszechny.

Ostatnio była szansa udzielenia odpowiedzi na pytania o wizerunek i misję SW. Właśnie parlament zakończył prace nad nową [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=FC918B5CBB18FB0CCBBF4AAF0A4647EE?id=167670]ustawą o Służbie Więziennej[/link]. Czy ten akt prawny, tak ważny dla jednej z najważniejszych formacji demokratycznego państwa prawa, podlegał właściwej społecznej dyskusji? Czy był szeroko konsultowany? Czy społeczeństwo wie, czego może oczekiwać od ludzi, którzy mają mandat uprawniający do pozbawiania wolności? Jakiemu strategicznemu celowi podporządkowany jest tak ważny proces jak tworzenie ustawy o SW?

Ponieważ pytam, można wnosić, że moim zdaniem odpowiedź na wszystkie te pytania jest negatywna. I myli się ten, kto myśli, że ustawa o SW reguluje tylko kwestie czysto korporacyjne, takie jak urlopy czy szerokość lampasa na generalskich spodniach, zatem konsultacje społeczne są zbędne. Ta ustawa jest w istocie jednym z dwóch aktów prawnych regulujących funkcjonowanie więzień. Ta ustawa reguluje tak istotne kwestie, jak np. użycie środków przymusu bezpośredniego. A to ważne dla każdego z nas i dla demokratycznego państwa prawa. Twórcy tej monumentalnej ustawy (blisko 300 artykułów na 100 stronach) zawarli w niej szereg uregulowań, ale zapomnieli o jednym – nie zdefiniowali misji jednego z najtrudniejszych zawodów współczesnego świata: pracownika więzienia.

[srodtytul]Strategiczne kwestie [/srodtytul]

Dlatego czwarte pytanie brzmi: czy można zmieniać prawo dotyczące SW i więziennictwa bez wyznaczenia celów strategicznych, bez określenia misji służby publicznej i bez szerokiej konsultacji społecznej.

Żeby wykazać, jak brzemienna w pozytywne skutki mogłaby być debata przy okazji tworzenia ustawy o SW, wskażę tylko dwie kwestie. Przede wszystkim od lat trwa w Polsce dyskusja, czy personel wychowujący musi być zmilitaryzowany. Innymi słowy, czy wychowawca musi być porucznikiem. Argumentacja SW jest finansowa: funkcjonariusze mają z tego tytułu różne dodatki i świadczenia. Moja propozycja jest prosta: to zapłaćmy tym ludziom te same pieniądze i zdejmijmy z nich mundury. Przy czym chcę podkreślić, że to nie jest tylko kwestia z zakresu estetyki i mody, bo nowa ustawa o SW stanowi jasno, że funkcjonariusze mają prawo stosowania środków przymusu bezpośredniego! Czy wychowawca albo psycholog, który jest porucznikiem, także? Skoro są funkcjonariuszami, to tak. Czy to się mieści w roli zawodowej, którą pełnią? Moim zdaniem nie. Ale być może ustalimy coś innego, dlatego chciałbym wiedzieć, że w tej sprawie jest coś na kształt społecznej zgody.

I druga kwestia, która się z tym wiąże: służba zdrowia. Od dawna proponuję, żeby również lekarzy pozbawić stopni „wojskowych”. Ale dlaczego nie pójść krok dalej. Jestem zwolennikiem rozwiązania, w którym personel medyczny jest zupełnie zewnętrzny wobec SW. Jeśli można w więzieniu zamawiać na zewnątrz wyżywienie dla więźniów czy pranie, to dlaczego nie można zamawiać badań i zastrzyków? Nie wiem, czy nie byłoby to tańsze, jednak najważniejszy jest argument z obszaru praworządności – niezależna służba zdrowia jest gwarantem właściwego traktowania więźniów.

Piąte pytanie stawiam zatem tak: czy reforma więziennictwa w Polsce jest reformą z prawdziwego zdarzenia. Czy podejmowane działania są dostatecznie przemyślane i uzasadnione?

[srodtytul]Najwyższy czas na zmiany[/srodtytul]

I kwestia najważniejsza. To wszystko, o czym była mowa do tej pory, przekonuje mnie, że dojrzewamy do postawienia zasadniczej kwestii. Pytanie szóste brzmi: czy rozwiązania instytucjonalne polskiego więziennictwa nie powinny ulec zmianie. Czy więziennictwo powinno być nadal częścią resortu sprawiedliwości?

Moim zdaniem czas najwyższy, żeby rozważyć stworzenie odrębnej administracji wykonywania kar i środków karnych. Takiej, która miałaby zagwarantowaną strukturalną i funkcjonalną niezależność wynikającą choćby z precyzyjnie określonej misji, własnego budżetu i sensownie zaprojektowanego podporządkowania, np. premierowi. Administracji, która podlegałaby – tak jak więziennictwo – społecznej kontroli sprawowanej przez środowiska naukowe, samorządy i media. Szef takiej nowej instytucji miałby status centralnego organu administracji państwowej z szerokimi kompetencjami. W jej skład powinny wejść elementy innych resortów i służb (np. sprawiedliwości, finansów, spraw wewnętrznych, pracy i polityki społecznej, infrastruktury, służby zdrowia itd.), których działania w jakikolwiek sposób są związane z wykonywaniem kar i środków karnych. Takie rozwiązanie ma wiele zalet, ale najważniejsze są te merytoryczne. W ten sposób stworzymy profesjonalną służbę, która może poradzić sobie z licznymi wyzwaniami. Profesjonalnie zajmie się np. probacją z prawdziwego zdarzenia. Będzie miała szansę realizować specjalne programy (z silnym elementem medycznym) dla przestępców seksualnych. Skoro już chcemy mieć „bransoletki”, to w ramach takiej instytucji znajdzie się miejsce dla specjalistów od elektronicznego nadzoru i uganiania się za tymi, którzy naruszają reguły. Może wreszcie powstanie służba, która wykona karę ograniczenia wolności zgodnie z jej ideą, a także służba, która poprzez właściwe wykonanie nada stosowną rangę karom o charakterze finansowym. Może ta nowa administracja dorobi się także własnej placówki analityczno-badawczej.

[srodtytul]Dlaczego tego nie zrobić[/srodtytul]

Język debaty publicznej pełen jest sloganów, zaklęć i chciejstwa, a sama debata bardzo często sprowadza się do pustych gestów, ruchów pozornych i zachowań rytualnych. Jeśli przedmiotem takiej zakłamanej debaty jest dopuszczalna krzywizna banana, to i straty społeczne są żadne. Ale jeśli są to kwestie dotykające nas bezpośrednio, takie jak ochrona zdrowia, edukacja czy wykonanie kar, to warto się upominać o prawdziwy dialog i jego najwyższą jakość. Bo jeśli można coś poprawić tak, żeby liczba zadowolonych była jak największa, a przy okazji nie jest zagrożona istota proponowanej zmiany, to dlaczego tego nie zrobić. I to jest moje siódme pytanie.

Przed czterema laty na tych samych łamach opublikowałem artykuł „Siedem bolączek polskiego więziennictwa”. Czy od tamtego czasu coś się zmieniło? Tak, m.in. czasowo przestało nam grozić 120 tys. osób pozbawionych wolności. To bardzo dobrze. Jednak wiele kwestii pozostaje nierozwiązanych. Poprzedni artykuł kończyłem stwierdzeniem, że potrzebna jest debata na temat polskich więzień. To zdanie nie straciło nic ze swojej aktualności, ale zyskało zupełnie inny kontekst. Wtedy apelowałem o tę debatę, dopatrując się w niej remedium na bardzo niebezpieczne tendencje ówczesnej władzy, lubiącej zamykanie ludzi w więzieniach na długie lata. Jeśli teraz mówię o konieczności debaty, to mam ku temu inne powody. Teraz wynika to z troski o jakość polskiego systemu penitencjarnego. I to właśnie dlatego zadaję siedem pytań, które w moim przekonaniu mają znaczenie dla przyszłości tego systemu.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Długi weekend konstytucyjny
Opinie Prawne
Marek Dobrowolski: Konstytucja 3 maja, czyli zamach stanu, który oddał głos narodowi
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Przedsiębiorcy niczym luddyści
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Szef Służby Więziennej w roli kozła ofiarnego
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Prawne
Gutowski, Kardas: Ryzyka planu na neosędziów
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne