Od 1 stycznia obowiązuje, uchwalona w ogromnym pośpiechu, ustawa z 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych (DzU nr 201, poz. 1540), która zastąpiła tę o grach i zakładach wzajemnych. Nowa ustawa została oparta na konstrukcji poprzedniej, pochodzącej jeszcze z wczesnych lat 90. ubiegłego wieku, i wzbogacona o nowe ograniczenia i zakazy.
[srodtytul]Archaiczne ograniczenie[/srodtytul]
Taka pospieszna metoda legislacyjna nie odbiła się pozytywnie na jakości nowej regulacji. Dobrym przykładem jest art. 10 ust. 2 ustawy, zgodnie z którym maksymalna wartość udziałów przysługujących jednemu podmiotowi w spółce prowadzącej działalność gier hazardowych nie może przekraczać jednej trzeciej wartości kapitału zakładowego spółki. Przepis ten nie wskazuje żadnych ograniczeń ani zakazów, które dotyczyłyby powiązań między wspólnikami takiej spółki – jedynym wymogiem jest, aby w spółce było co najmniej trzech wspólników (choćby z tej samej grupy kapitałowej) mających w niej równe udziały. Przypuszczam, że w pośpiechu, w jakim uchwalono ten akt, ustawodawca nie pokusił się o próbę oceny tej regulacji, obowiązującej już w poprzedniej ustawie. W uzasadnieniu projektu nowej stwierdził bowiem jedynie, iż „proponuje się pozostawienie zapisu [...]”.
Pierwotnie, uchwalając ten przepis w okresie raczkującej gospodarki rynkowej, ustawodawca chciał, aby wspólnicy nawzajem kontrolowali swoje działania w spółce prowadzącej działalność w zakresie gier. Nie przewidziano wówczas – co wynikało z uzasadnionej niewiedzy posłów co do tego, jak funkcjonuje kapitalizm – iż sami wspólnicy mogą w ramach skomplikowanej struktury kapitałowej być kontrolowani np. przez jeden podmiot. Dzisiaj to ograniczenie jest archaiczne i w żaden sposób nie przyczynia się do zapewnienia przejrzystości spółek działających w branży, tak wydawałoby się istotnej dla ustawodawcy.
[srodtytul]Niejasne i nieprecyzyjne[/srodtytul]