Autorom nie przyniesie ona nowych wyborczych głosów, a korzystającym z usług prawnych dostarczy dodatkowych stresów i rozczarowań. Niestety, można odnieść obecnie wrażenie, że hasło odebrania kilkudziesięciu grupom zawodowym statusu zawodów regulowanych urasta już do rangi ideologicznego dogmatu, co nie tylko utrudnia racjonalną ocenę takiego przedsięwzięcia w odniesieniu do każdego zawodu z osobna, ale i ogranicza możliwości rzeczowej dyskusji.
Czytaj więcej » Deregulacja
Błędne jest założenie, że zawody adwokata i radcy prawnego jeszcze wymagają otwarcia. Nie ma już co otwierać, bo zawody te są otwarte. Dostęp na aplikację adwokacką i wpis na listę adwokatów (radców ) zależy tylko od pomyślnego zdania państwowych egzaminów. Można też zostać adwokatem (radcą) i bez odbywania aplikacji na podstawie innych prawniczych uprawnień zawodowych czy wykonywania innego zawodu przez określony czas.
Rezultaty takiego otwarcia najlepiej ilustruje stan warszawskiej izby adwokackiej. Dziesięć lat temu, w styczniu 2002 roku, liczyła ona 1972 osoby – 1688 adwokatów i 199 aplikantów. Pięć lat później, w styczniu 2007 roku 2904 osób – 2033 adwokatów i 871 aplikantów. Po kolejnych dwóch latach, w styczniu 2010 roku, było już 4259 osób (2774 adwokatów i 1485 aplikantów). W styczniu 2011 roku było 4528 osób (3087 adwokatów i 1441 aplikantów). Według danych z 31 marca tego roku w skład izby wchodzi już 5185 osób – 3098 adwokatów i 2087 aplikantów adwokackich, co oznacza wzrost o prawie 80 proc. w ciągu ostatnich pięciu lat i o ponad 160 proc. w ciągu lat dziesięciu. W żadnym z zawodów (z wyjątkiem radców prawnych) nie odnotowano takiego przyrostu. W żadnym też nie nastąpiły tak radykalne zmiany pokoleniowe. Co zatem jeszcze doregulować?
Jeśli deregulacja ma prowadzić do dalszego obniżenia poprzeczki, do dopuszczenia do zawodu tych, którym nie starczało dotąd szczęścia bądź intelektu, aby zdać ministerialne egzaminy, to jest to nieuczciwe wobec tych, którzy je pomyślnie złożyli. Już dzisiaj słychać wśród aplikantów i młodych adwokatów głosy rozczarowania i pretensje, że przez dopuszczenie słabszych ich trud nauki nie jest premiowany. Oni się uczyli, a tamci i tak się dostali... Przez lata wstąpienie na aplikację i do grona adwokatów postrzegane było jeśli nie jako wyróżnienie, to przynajmniej jako potwierdzenie intelektualnej sprawności. W przypadku dalszego obniżania wymagań, skrócenia aplikacji i wprowadzenia wielu bocznych furtek dostęp do adwokatury straci związek z poziomem wiedzy i umiejętnościami kandydata. Skoro już teraz niektórzy aplikanci nie potrafią zredagować prostego tekstu ani przekazać swoich przemyśleń, a rozmiary dokonywanych przez nich gwałtów na ortografii i gramatyce każą wątpić w istnienie systemu oświaty, co będzie, kiedy selekcja będzie iluzją? Trzeba to powiedzieć wprost – adwokat to nie jest zawód dla każdego.