Zakładanie kancelarii prawnej: nie wystarczą biurko i głowa

We własną kancelarię trzeba sporo zainwestować. To wydatek co najmniej kilkuset tysięcy złotych – mówi warszawski adwokat w rozmowie z Ewą Usowicz

Publikacja: 13.08.2012 08:49

Rz: Od trzech lat jest już pan na swoim, w kancelarii Röhrenschef. Warto było ryzykować w kryzysie?

Marcin Radwan-Röhrenschef:

Zdecydowanie! Pomysł na kancelarię, która jest butikiem procesowym, okazał się trafiony. Nie narzekamy na brak klientów.

Sporo pan zaryzykował. Po 16 latach w kancelarii Wardyński i Wspólnicy miał pan rozpoznawalne nazwisko oraz ugruntowaną pozycję szefa praktyki procesowej. Dlaczego pan odszedł?

Między wspólnikami powstała różnica zdań co do tego, jak praktyka procesowa powinna się dalej rozwijać, jak powinna zostać zorganizowana wewnątrz firmy i czy ma być jej wyodrębnionym produktem flagowym.

Tu pana boli. Spadł pan na drugie miejsce?

Nie chodziło mi o chore ambicje, ale wyłącznie o zrozumienie, w jakim kierunku zmierzamy. Ja nie rozumiałem, miałem inną wizję rozwoju.

No więc odszedł pan. Z klientami?

Grono klientów chciało, abym dalej pracował przy ich sprawach.

Przejmowanie klientów przez odchodzącego prawnika to zwykle drażliwa kwestia. U państwa też było gorąco z tego powodu?

Jest zupełnie naturalne, że część klientów chce pracować z określonym prawnikiem. To zawsze budzi trochę emocji, ale osiągnęliśmy w tej mierze porozumienie – część spraw została w kancelarii Wardyński i Wspólnicy, część prowadziliśmy bądź prowadzimy wspólnie, częścią dalej zajmuję się ja. Nie było z tego powodu zażartych wojen ani malowniczych procesów, jak to się w Warszawie nieraz zdarzało.

Jakie są, poza unikaniem konfliktu interesów, plusy utworzenia własnej kancelarii?

Przede wszystkim możliwość stworzenia projektu całkowicie autorskiego. Wprowadzanie nowych rozwiązań w dużej organizacji jest zwykle trudniejsze.

A minusy?

Jak w wypadku każdego nowego przedsięwzięcia – ostra walka o pozycję na rynku i codzienne udowadnianie, że wbrew utartym schematom mała wyspecjalizowana kancelaria poradzi sobie z poważną sprawą dużego podmiotu lepiej niż więksi konkurenci.

No właśnie, bo ten pana butik, choć mały, wcale nie jest dla rynkowych płotek.

Od początku założyliśmy, że będziemy reprezentować duże firmy w skomplikowanych sporach gospodarczych. A tacy mali też już nie jesteśmy, bo przez trzy lata urośliśmy i zatrudniamy ośmiu prawników.

Jakimi dużymi sporami teraz się państwo zajmują?

Oczywiście mogę mówić tylko o tych sprawach, które toczą się przed sądami i są już publicznie znane. Prowadzimy w imieniu jednego z wykonawców 20-kilometrowego odcinka autostrady A4 (NDI SA) spór z generalnym dyrektorem dróg krajowych i autostrad. Innym przykładem jest sprawa odwołania od decyzji prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów w sprawie opłaty interchange – niezmiernie istotna dla rozwoju bezgotówkowych form płatności. UOKiK zarzucił bankom zmowę cenową dotyczącą ustalenia tej opłaty i nałożył wiele kar na ponad 160 mln zł. W tym wypadku reprezentujemy Visę Europe, wspólnie z kolegami z kancelarii Wardyński i Wspólnicy oraz mec. Dorothy Hansberry-Bieguńską.

Zdaje się, że pracują też państwo dla słynnego Covecu.

Tak było przez pół roku, w pierwszej fazie sporu. Współpracowaliśmy wtedy z kolegami z Anglii z Pinsent Masons, którzy obsługiwali Covec w innych krajach.

Gdy Covec chciał się już wycofać z budowy A2?

Braliśmy udział w negocjacjach z GDDKiA warunków kontynuacji i realizacji kontraktu oraz spornych roszczeń. To fakt medialnie znany. Nie mogę natomiast – co oczywiste – przedstawić bardziej szczegółowych informacji o naszym zaangażowaniu w tę sprawę.

Zdaje się, że kontrakty autostradowe to teraz dla prawników niewyczerpane źródło zleceń.

Sprawy budowlane zawsze rodzą spory. Dodatkowo strona publiczna zarządza tymi kontraktami w sposób biurokratyczny. W praktyce wygląda to tak, że każde roszczenie wykonawcy jest traktowane jako sporne – i oddalane. Gdy pula tych roszczeń zaczyna przekraczać jakiś rozsądny poziom ryzyka finansowego, żadna firma nie będzie kontynuować projektu.

O co się teraz najczęściej procesują przedsiębiorcy?

Często o wspomniane już inwestycje publiczne. Ten sam rodzaj sporów przenosi się już zresztą na kolej. Także spory wokół zamówień publicznych to bardzo intensywny obszar rynku. Coraz więcej jest też spraw odszkodowawczych związanych z praktykami ograniczającymi konkurencję.

Oprócz dużych sporów gospodarczych trafiają się państwu i mniejsze sprawy. Podobno występuje pan w sprawie sporu o rzeźby Aliny Szapocznikow.

Tak. Reprezentujemy syna Aliny Szapocznikow w sporze o odzyskanie rzeźby z prywatnego depozytu. Ta ciekawa sprawa – nie tylko ze względu na zagadnienie prawne, lecz także wątki towarzyskie i artystyczne – jest rzeczywiście szczególna w profilu naszej działalności, tak zresztą jak i sprawy pro bono.

Ile pieniędzy trzeba zainwestować w założenie takiej butikowej kancelarii?

Nie wystarczą, jak sądzą niektórzy, biurko i – nawet najlepsza – głowa. Jest to w sumie wydatek co najmniej kilkuset tysięcy złotych.

Co się więc składa na taką inwestycję?

Zespół prawników, asystentek, wynajęcie biura, polisa ubezpieczeniowa. Niezbędny jest też odpowiedni standard obsługi: profesjonalny obieg dokumentów, zarządzanie jakością (mamy certyfikat ISO). To wymaga sporych nakładów – choćby na informatykę.

Zwróciły się szybko?

Pierwszy rok zamknęliśmy minimalnie na plusie, drugi już z bardzo dobrym wynikiem, obecny, trzeci, zakończymy pewnie z porównywalnym.

Czyli z jakim?

W ubiegłym roku mieliśmy obrót na poziomie nieco poniżej 4 mln zł.

Ma pan konkretny plan rozwoju? Czy teraz w ogóle da się cokolwiek planować?

Staramy się planować w perspektywie trzyletniej. Zakładaliśmy, że chcemy dojść w tym czasie do zespołu dziesięciu prawników, i jesteśmy tego bliscy. Zacząłem sam z dwoma młodszymi prawnikami. Po pół roku dołączyli moi obecni wspólnicy i przekształciliśmy się w spółkę komandytową. Teraz powstaje nowy dział sporów w zakresie własności intelektualnej. Dołączył też do nas kolega zajmujący się kwestiami legislacyjnymi i regulacyjnymi.

Zakładam, że musi to być stabilne przedsięwzięcie, oparte na organicznym wzroście. Kancelarii nie da się przecież sprzedać jako start-up funduszowi inwestycyjnemu... Będziemy zadowoleni, jeśli uda nam się osiągnąć tempo wzrostu na poziomie 10-15 proc. rocznie.

Lepiej wychować sobie wspólników czy wziąć gotowych z rynku?

Ja wolę rekrutować młodych prawników i wychować sobie tych, którzy z nami zostaną. Tempo wzrostu będzie pewnie wolniejsze niż w przypadku ściągnięcia z rynku kilku osób z większym doświadczeniem, ale według mnie pewniejsze. Prawnicy są indywidualistami, mają zwykle własny, wypracowany przez lata styl pracy i często trudno jest im się dopasować do nowej struktury. Tego problemu nie ma z ludźmi, którzy uczą się u nas od podstaw.

Czy kryzys to rzeczywiście lepszy czas dla mniejszych kancelarii niż sieciowych gigantów?

Często tak, bo są bardziej elastyczne i łatwiej im utrzymać bezpośrednie kontakty z klientem. Atutem mniejszych firm jest i to, że chętniej wprowadzają sposoby rozliczeń alternatywne wobec stawki godzinowej.

To jaki model wynagrodzenia zwykle pan proponuje?

Te modele są różne – jak sprawy i klienci. Coraz częściej są to konstrukcje hybrydowe – niektóre elementy sprawy są rozliczane według stawki godzinowej, inne – ryczałtem czy miesięczną opłatą.

Co pana najbardziej denerwuje w procesie?

Chyba to, że nie udaje się doprowadzić do koncentracji rozprawy – takiego jej przygotowania, aby procedować sprawnie, bez zbędnych przerw. To oczywiście wymaga odpowiedniej wcześniejszej pracy – podjęcia wielu decyzji (o wezwaniu świadków, wyznaczeniu biegłych) i porządnego zebrania materiału dowodowego. Wtedy, wyznaczając kilka terminów, dałoby się osądzić sprawę w ciągu dwóch tygodni. Na świecie jest to możliwe. U nas, zwykle wobec masy świadków, wyznaczana jest np. raz na trzy miesiące dwugodzinna rozprawa.

Ile najdłużej trwała sprawa, w której był pan pełnomocnikiem?

18 lat. To był proces, który zaczynał jeszcze mój patron w kancelarii Wardyński i Wspólnicy. I wcale nie dotyczył sporu gospodarczego, ale... działu spadku wiejskiego. Pamiętam, że wchodziły tam w grę liczne zasiedzenia. Nie szukajmy jednak daleko – wspomniana już sprawa opłat interchange, choć jest bardzo istotna dla rynku, a decyzja prezesa UOKiK została wydana sześć lat temu, po orzeczeniu sądu apelacyjnego znalazła się ponownie w I instancji. Inna rzecz, że to akurat sprawa trudna i precedensowa.

Czy trzeba coś zmienić w przepisach?

Nie, wystarczy sprawnie zarządzać procesem. Spór to „projekt", który trzeba dobrze zaplanować. Kodeks postępowania cywilnego daje wiele możliwości, ale to od sędziego zależy, jak prowadzi proces, czy np. nie przeprowadza zbędnych dowodów, tak na wszelki wypadek.

Jaka sprawa wywarła na panu największe wrażenie?

Jeszcze kiedy byłem aplikantem, upadłość Stoczni Gdańskiej. Andrzej Wierciński był syndykiem stoczni, a w naszej kancelarii powołano specjalny zespół, który to obsługiwał i w którego skład wchodziłem jako początkujący prawnik. Do dziś też pamiętam sprawę karną o zabójstwo, którą dostałem z urzędu i która skończyła się uniewinnieniem oraz cofnięciem apelacji przez prokuraturę. Miałem satysfakcję.

Czy polski rynek usług prawniczych ma jeszcze szanse na rozwój?

Martwi mnie to, że Polska przegrywa szanse na wzrost tego rynku. Dobitnym przykładem jest decyzja szczytu unijnego w sprawie lokalizacji sądów patentowych – żaden nie znalazł się w naszej części Europy. Polska była naturalnym kandydatem, ale najwyraźniej nasz resort sprawiedliwości o to nie zabiegał. Niestety, nie jesteśmy atrakcyjną jurysdykcją – wiele procesów do nas nie trafia albo od nas ucieka. Przykładowo Anglicy promują Londyn jako dobrą jurysdykcję, pokazują, że mają profesjonalny sąd handlowy, arbitraż czy wreszcie ich specjalność – sądownictwo morskie. Warto by się zastanowić, jak w podobny sposób promować Warszawę w zakresie sądu gospodarczego. Przyniosłoby to lepsze efekty niż populistyczne zapowiedzi deregulacji zawodów.

Rz: Od trzech lat jest już pan na swoim, w kancelarii Röhrenschef. Warto było ryzykować w kryzysie?

Marcin Radwan-Röhrenschef:

Pozostało 99% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi