Sprawa Beaty Sawickiej. Ciążyński polemizuje z Domagalskim

Werdykt wydany w sprawie Beaty Sawickiej stanowi wyraz troski sędziów o obywateli, którzy nie mogą być kuszeni przez organy ścigania do popełniania czynów zabronionych – przekonuje radca prawny.

Publikacja: 15.05.2013 08:56

Bartłomiej Ciążyński

Bartłomiej Ciążyński

Foto: archiwum prywatne

Wyrok w sprawie byłej posłanki Beaty Sawickiej budzi emocje. Sędziom stawia się zarzut, że orzeczenie jest niesprawiedliwe, bo oskarżeni „wzięli łapówkę, a nie poniosą kary”. Taka ocena wynika również z artykułu Marka Domagalskiego „Republika sędziów” („Rz”, 7 maja 2013).

Już na podstawie samego tytułu wnioskować można, iż zdaniem publicysty sędziowie przekroczyli uprawnienia, ponieważ uniewinniając podsądnych, bardziej „moralizowali” lub też „politykowali”, niźli orzekali na podstawie zgromadzonego w sprawie materiału dowodowego. Z taką konkluzją nie można się zgodzić.

„Dajcie mi człowieka...”

„Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie” – taka była dewiza radzieckich prokuratorów. Wyrok wydany przez Sąd Apelacyjny w Warszawie – w mojej ocenie – stanowi wyraz troski sędziów o obywateli (w tym oskarżonych w sprawie), którzy nie mogą być prowokowani, kuszeni przez organy ścigania do popełniania czynów zabronionych.

Czynność operacyjna w postaci prowokacji może zostać podjęta tylko wobec osoby, co do której zachodzi uzasadnione podejrzenie, że popełniła przestępstwo. Organy państwa nie mogą czyhać na obywateli, bez powodu stosować prowokacje, które w efekcie doprowadzą do popełnienia czynów zabronionych.

Rolą sędziów jest orzekanie na podstawie przepisów, ale również własnego sumienia

Sąd, wydając wyrok, dokonał negatywnej oceny działania służby w kontekście gromadzenia przez nią dowodów obciążających oskarżonych, a w konsekwencji te dowody zdyskredytował. Nie można zatem podzielić zdania, że orzeczenie w sprawie Beaty Sawickiej stawia pod znakiem zapytania możliwość prowadzenia inwigilacji i policyjnych prowokacji. Wskazuje natomiast na to, iż stosowanie takich czynności operacyjnych względem osób, które swym zachowaniem nie dają podstaw do ich przedsięwzięcia, nie jest akceptowane.

Sąd, dyskwalifikując zebrane dowody jako tzw. owoce zatrutego drzewa (dowody uzyskane w sposób sprzeczny z prawem, które nie mogą służyć pociągnięciu oskarżonego do odpowiedzialności karnej), miał do tego prawo.

Zatruty owoc

Owszem, jak to już zostało wielokrotnie powiedziane, w Polsce reguła owoców zatrutego drzewa nie została skodyfikowana, ale obowiązują tzw. zakazy dowodowe (np. zakaz przesłuchania duchownego co do faktów, o których dowiedział się przy spowiedzi ). Tak jak w prawie karnym materialnym przewidziane są kontratypy (tj. okoliczności wyłączające karną bezprawność czynu), których zaistnienie powoduje, że zachowanie wypełniające znamiona czynu zabronionego nie jest przestępstwem – mogą być kodeksowe (np. obrona konieczna) i pozakodeksowe (np. ryzyko sportowe) – tak w prawie karnym procesowym nie widzę przeszkód do wyodrębnienia pozakodeksowych zakazów dowodowych.

Wszak Kodeks karny (materialny) wymienia tylko część kontratypów, a cały ich katalog pozakodeksowy jest powszechnie uznany przez przedstawicieli nauki prawa karnego. Dlaczego zatem nie uznać, że w pewnych sytuacjach mamy do czynienia z zakazem korzystania ze źródeł i środków dowodowych, który nie został dotąd wymieniony w kodeksie postępowania karnego? Za taki pozakodeksowy zakaz dowodowy można uznać zakaz korzystania przez organy procesowe z dowodów pozyskanych nielegalnie.

Zatem twierdzenia, że sąd nie mógł odrzucić „zatrutych” dowodów, albowiem reguła taka nie została wyrażona w polskich przepisach prawa, nie musi zasługiwać na uwzględnienie i pozostaje tu płaszczyzna do polemiki oraz nowych interpretacji.

Sąd Apelacyjny w Warszawie wykazał się dbałością o dobro wymiaru sprawiedliwości, ponieważ wskazał na nadużycia w działaniach funkcjonariuszy organów ścigania. Pogląd, że sąd „nie umoralnia”, jest błędny.

Rolą sędziów jest orzekanie na podstawie przepisów, ale również własnego sumienia. Wynika to z przydanej sędziom niezawisłości, którą traktować należy jako poddanie nie tylko przepisom prawa, ale również uniwersalnym standardom sprawiedliwości i praw człowieka oraz własnemu sumieniu.

Nie tylko usta ustawy

Ocena, że podjęte rozstrzygnięcie jest świadectwem nadmiaru władzy sędziowskiej („republiki sędziów”) jest nieuprawnione, wręcz jest to twierdzenie demagogiczne. Gdyby bowiem założyć – jak chce red. Domagalski – że „sędzia nie ma władzy”, jest tylko „ustami ustawy”, można by zastąpić niezawisłych sędziów pracownikami, którzy po wprowadzeniu danych sprawy do systemu komputerowego otrzymywaliby rozstrzygnięcie. Takie swoiste science fiction na razie nam nie grozi.

Wyrok w sprawie byłej posłanki Beaty Sawickiej budzi emocje. Sędziom stawia się zarzut, że orzeczenie jest niesprawiedliwe, bo oskarżeni „wzięli łapówkę, a nie poniosą kary”. Taka ocena wynika również z artykułu Marka Domagalskiego „Republika sędziów” („Rz”, 7 maja 2013).

Już na podstawie samego tytułu wnioskować można, iż zdaniem publicysty sędziowie przekroczyli uprawnienia, ponieważ uniewinniając podsądnych, bardziej „moralizowali” lub też „politykowali”, niźli orzekali na podstawie zgromadzonego w sprawie materiału dowodowego. Z taką konkluzją nie można się zgodzić.

Pozostało 87% artykułu
Opinie Prawne
Czy po uchwale Sądu Najwyższego frankowicze mają szansę na mieszkania za darmo?
Opinie Prawne
Marek Isański: Wybory kopertowe, czyli „prawo” państwa kontra prawa obywatela
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK