Kto miał wpływ na kształt międzywojennego prawa karnego

Kim byli ludzie mający ogromny wpływ na kształt międzywojennego prawa karnego. Tak doskonałego, że stawianego za wzór tworzącym kodeksy karne w Europie i nie tylko – pisze adwokat.

Publikacja: 11.06.2014 03:00

To, co łączy mnie z pierwszym z wymienionych w tytule profesorów, to wspólny dzień urodzin. Profesor Stefan Glaser urodził się tego samego, zapewne równie mroźnego dnia miesiąca stycznia, co i ja. Drugie, co nas łączy, to uniwersytet w mieście Lublinie, ten sam, z tym że wtedy, kiedy mój „rówieśnik" był na nim wykładowcą i dziekanem Wydziału Prawa, inaczej się nazywał niż wówczas, kiedy ja na nim studia prawnicze pobierałem.

Dlaczego Wilno i dlaczego Lwów? Dlaczego rozum i dlaczego serce?  Wilno, bo tam ostatecznie osiadł profesor Glaser, zostawszy profesorem Uniwersytetu Stefana Batorego. Lwów, bo tam, na Uniwersytecie Jana Kazimierza, prawo karne tworzył, badał  i wykładał profesor Juliusz Makarewicz.  Rozum, bo rozumem przyszło mi kiedyś zgłębiać trudne wywody Glasera przejęte z niemieckiej doktryny karnistycznej, od owych Bindingów i Belingów; serce, bo ono zawsze ucieka ku czystej polskości Makarewicza, ku jego hołdom składanym w 1919 r. z miasta Semper Fidelis Polsce zmartwychwstałej swoim dziełem o polskim prawie karnym, ku prostocie stylu jego prac powodującej, że studiowanie prawa karnego staje się łatwe i przyjemne.

Ojcem chrzestnym obydwu karnistów był profesor Krzymuski, rektor i prorektor UJ. Skonfliktowany z nim Makarewicz w 1907 r. odchodzi do Lwowa, by tam przez prawie pół wieku prowadzić działalność naukową. Więcej życiowego szczęścia miał Glaser, bo kilkanaście lat później profesor Krzymuski wystawił list polecający go księżom na lubelskiej uczelni, z którą się na kilka lat związał. Tam jako 27-latek wygłasza wykład inaugurujący rok akademicki 1922/23 zatytułowany „Wpływ Kościoła na reformę prawa karnego". Z Lublina przeprowadza swą udaną ofensywę na Wilno, gdzie zdobywa „własną" katedrę prawa karnego. Na Uniwersytecie Stefana Batorego wykładem inauguracyjnym o zasadzie ekstradycji w odniesieniu do przestępstw politycznych otwiera rok akademicki 1924/1925.

W nowym świecie

Dorobek naukowy obydwu profesorów obejmuje podręczniki z zakresu prawa karnego zarówno materialnego, jak i procesowego, komentarze do kodeksów oraz dziesiątki monografii, których wykazy można znaleźć w różnych encyklopediach mistrzów prawa, bez konieczności wertowania katalogów kartkowych w uniwersyteckich bibliotekach. W dorobku profesora Glasera znajdziemy pozycję szczególną – tłumaczenie książki F. Doerra „Proces Jezusa Chrystusa". Została ona wydana w Wilnie w 1927 r.

Wszystko w życiu obydwu profesorów zmieniła II wojna światowa. Makarewicz doświadczył „dobrodziejstw" obu totalitaryzmów – sowieckiego i hitlerowskiego – we Lwowie, zaś Glaserowi udało się przedostać do Francji, gdzie się zaoferował gen. Sikorskiemu, który powierzył mu stanowiska w resorcie sprawiedliwości emigracyjnego rządu. Po wojnie nie powrócił do kraju, lecz osiadł w Belgii i związał się z kolejnym katolickim uniwersytetem, tym razem louvaineńskim. W tym „nowym życiu" staje się specjalistą prawa karnego międzynarodowego. Zmarł w 1984 r. w wieku 89 lat. Makarewicz Lwowa nie opuścił aż do śmierci (1955 r.), tolerowany przez władze sowieckiej Ukrainy, które zezwoliły mu na prowadzenie wykładów z prawa karnego.

Co w największym stopniu przyciągnęło moją uwagę w spuściźnie profesorów, to ich rozważania na temat kary kryminalnej. Profesor Glaser zagadnieniu temu poświęcił monografię „Kara odwetowa, a kara celowa", wydaną w 1924 r. w Lublinie, sporo na ten temat znalazło się w podręczniku „Polskie prawo karne w zarysie" z 1933 r. „Kara odwetowa, a kara celowa. Zalety i braki teorii pragmatycznej" to krytyczne przedstawienie teorii Quintiliano Saldaña, hiszpańskiego „kryminalisty" (tak wówczas określano kryminologów) i tłumacza dzieł F. Liszta, twórcy kierunku socjologicznego. Krytykę przeprowadził na kilkunastu stronach, przywołując poglądy około setki filozofów i pisarzy prawa karnego, tak, że przypisy zajmowały tyle samo miejsca, ile tekst zasadniczy, co świadczy o warsztacie pracy profesora Glasera. Krytycznie oceniając poglądy Saldaña, Glaser zarazem krytycznie oceniał ten lisztowski kierunek.

Szkołę tę postrzegano jako postępową i nowatorską, wileński naukowiec zaś spostrzegł jedynie, że nie czyni ona nic nowego poza odkurzeniem poglądu znanego już w czasach Sokratesa, a wyznawanego przez sofistów i przypomnianego przez Senekę: „nemo prudens punit quia peccatum est sed ne peccetur, revocari enim praeterita non possunt, futura prohibentur" – co dla zwolenników ojczystego języka brzmi: „nikt rozsądny nie karze, dlatego że popełniono przestępstwo, lecz by go nie popełniano w przyszłości – tego co się stało, to już się nie wróci, na przyszłość należy zapobiegać".

Do końca II RP polski kodeks karny z 1932 r. pozostał biało-czerwony i nie udało się „przemalować go na czerwono"

Ten „odkurzony przebój" postrzegał karę jako coś, co konkretnego sprawcę musi odstraszać, poprawiać albo unieszkodliwiać. Glaser tymczasem twierdził, że te pożądane przez „lisztowskich socjologów" „momenty" mogą wystąpić, ale nie muszą, a usilna pogoń za ich uzyskaniem musiałaby doprowadzić do zniesienia prawa karnego i kary i zastąpienia jej środkami zabezpieczającymi. Karę postrzegał jako odpłatę wymierzaną sprawcy przestępstwa przez aparat państwowy za jego popełnienie, proporcjonalną do przestępstwa, wymierzaną w celu utrzymania porządku powszechnego. Gdyby  bowiem państwo nie wymierzało kary za zawinione czyny, ludzie sami by to czynili, przy czym nie znając miary, sami by naruszali porządek społeczny.

Glaser błędnie obawiał się, że ukształtowanie kar na modłę „socjologów" doprowadzi do złagodzenia wymiaru kary dla poszczególnych sprawców. Założenia szkoły socjologicznej nie zostały wcielone w żadnym kodeksie europejskim i dopiero sowieckie prawo karne przyjęło je jako własny dogmat. Sowieckie prawo karne starało się upozorować w celach propagandowych wobec zagranicy ducha nowoczesnego, a nawet odzwierciedlić najnowsze, rzekomo postępowe i liberalne, kierunki. I tak pojęcie kary zastąpiono pojęciem „środek zabezpieczający", z tym że nadal było nim czy to więzienie, czy to roboty przymusowe, czy też zsyłka, natomiast środkiem zabezpieczającym o charakterze wyjątkowym było rozstrzelanie. Wprowadzenie szkoły socjologicznej do sowieckiego prawa karnego spowodowało stan, który nie miał nic wspólnego ze stanem prawnym w powszechnym rozumieniu. Był to jednostronny w rzeczy samej klasowy wymiar sprawiedliwości karnej z zasadą terroru ustawowego, zewnętrznie i pozornie zabarwiony nauką europejską (kierunkiem socjologicznym jedynie), czego przejawem było ukierunkowanie kary na realizację prewencji i odrzuceniem odwetu. I tu dochodzimy do błędu w obawach, jakie żywił Glaser, ponieważ wcielenie w życie założeń szkoły socjologicznej nie spowodowało złagodzenia represji karnej poniżej miary proporcjonalnej do przestępstwa, lecz przeciwnie – doprowadziło do drakońskiego zaostrzenia wymiaru kar.

E. Ferri – przedstawiciel szkoły socjologicznej – chciał się udać do Związku Sowieckiego, żeby przekonać się naocznie, jakie efekty przyniosło wcielenie w kodeks założeń tej szkoły, ale ponoć go tam nie wpuszczono.

Istota kary

Z samym „odkurzaniem" starożytnego przeboju bezpośrednio spotkał się Makarewicz, jako że w młodości uczestniczył w Lisztowym seminarium w Berlinie i początkowo wydawał się być zachwycony tezami uzyskanymi w wyniku tego „odkurzania". Nie ukrywając tego zachwytu, po powrocie na UJ młody Makarewicz popadł w niełaskę profesora Krzymuskiego, klasyka, któremu obce były wszelkie nowatorskie „socjologizmy", jako że sam był zapatrzony w system kantowski. Dojrzały Makarewicz stronił już od socjologicznych wynalazków karnistycznych, których głoszenie przejął E. Ferri.  W swoim podręczniku z lat 20. pisał, że kara z istoty swej jest odpłatą i niczym innym. Wszystko zaś inne, co z karą faktycznie łączone bywa, jest nieistotnym dodatkiem. Przez samo wymierzanie i wykonywanie kar wzmacnia się w społeczeństwie poczucie pewności i ochrony, a obywatel czuje, że przestępstwo nie uchodzi bezkarnie i przez to już kara działa odstraszająco. Niejednokrotnie kara może działać poprawczo na skazanego.

Zapatrzeni w raj

Wszystko to jednak nie jest istotne, a Makarewicz określał te „momenty" jako pośrednie następstwa kary, która była odpłatą. To jego przekonanie wpłynęło na konstrukcję sędziowskiego wymiaru kary, która sprecyzowana w art. 54 k.k. z 1932 r. nakazywała wymierzenie kary proporcjonalnej do winy. Konstrukcja ta pozostawała w „pozytywnym" kontraście do sowieckich zasad wymiaru kary, które nakazywały sędziemu wymierzenie takiej kary, aby sprawcę unieszkodliwić, a wszystkich pozostałych członków społeczeństwa odstraszyć od popełniania przestępstw. Wkrótce po wejściu w życie polskiego kodeksu karnego okazało się, że istnieje w Polsce niemała grupa prawników zapatrzonych w wymiar kary stosowany w sowieckim „raju na ziemi".

Grupa ta, tzw. młodych prawników, dała o sobie znać podczas III Zjazdu Prawników, który odbył się w 1936 r. w Katowicach. Skrytykowano tam kodeks Makarewicza, pomimo że mijał zaledwie czwarty rok jego obowiązywania, i zgłoszono postulat jego nowelizacji na sowiecką modłę i zapisania w nim, że kara ma unieszkodliwiać sprawcę i działać odstraszająco na społeczeństwo. Makarewicz wiedział, bo przetłumaczył na język polski sowiecki kodeks karny i opatrzył go przedmową, że to właśnie ten kodeks wyhaftowany został błyskotliwą nicią założeń szkoły socjologicznej, czym mamił odbiorców i stwarzał pozory postępu.

Haft ten przedstawiał napis, jakoby zadaniem kary nie była odpłata, ale unieszkodliwianie sprawcy i odstraszanie „innych, niepewnych czynników społecznych". Na pytanie: „których innych", odpowiedź brzmiała: „wszystkich", bo wcielenie w życie przez Sowietów założeń szkoły socjologicznej całe społeczeństwo tego państwa czyniło „kryminalnie podejrzanym".  Ktoś napisał, że były to „brunatne" postulaty, z tym że jest to błędne określenie koloru, na który zamierzano przemalować polski kodeks karny z 1932 r. Do końca II RP pozostał on biało-czerwony i nie udało się „przemalować go na czerwono", by odpowiadał postulatom „młodych prawników", wyznawców szkoły socjologicznej.

Wielu z tych młodych do głosu doszło po oswobodzeniu kraju, kiedy to wprowadzać zaczęto wzorowane na sowieckim socjalistyczne prawo karne.

I znów, „socjologiczną" konstrukcję wymiaru kary ukierunkowanego na unieszkodliwianie sprawcy i zastraszanie społeczeństwa przyjęto jako ideał i najwyższy poziom rozwoju myśli karnistycznej.  Zapomniano, co pisał Makarewicz: „I tak problem odpłaty i problem celowości snują się jak nić czerwona przez dzieje ludzkiej cywilizacji i ludzkich skupień społecznych. Nic też dziwnego, że ludzie zajmujący się kwestiami filozoficznymi, natrafiwszy na zjawisko społeczne kary, starają się je po swojemu wyjaśnić. Jednych olśniewa fakt, że w życiu społecznym postępuje kara za przestępstwem jak cień za światłem, inni starają się wydobyć z kary czynnik użyteczności społecznej, są i tacy, którzy odpłatę z celowością łączą razem".  Nie było to zatem nic nadzwyczajnego, a tym bardziej nie było to dojście do ideału. Tym razem „szkoła socjologiczna" uzyskała jedynie „czerwoną" palmę pierwszeństwa. Zresztą, jak stwierdził G. Radbruch, przy każdej reformie prawa karnego z nową siłą rozpala się stara walka o cel kary, o to, czy kara powinna służyć retrospektywnie jako odwet za dokonane przestępstwo czy też prospektywnie jako zabezpieczenie przed przestępstwami grożącymi.

I tu się kończy moja opowieść o tych, którzy tak bardzo zaważyli na jakości polskiego kodeksu karnego w II Rzeczypospolitej, zrodzonego w trudzie wielu umysłów (wymienię chociażby W. Makowskiego z UW czy E. Krzymuskiego, a po nim W. Woltera z UJ), ale ich w stopniu największym, kodeksu tak doskonałego, że stawianego za wzór tworzącym kodeksy karne w Europie i nie tylko.

Autor jest łódzkim adwokatem

To, co łączy mnie z pierwszym z wymienionych w tytule profesorów, to wspólny dzień urodzin. Profesor Stefan Glaser urodził się tego samego, zapewne równie mroźnego dnia miesiąca stycznia, co i ja. Drugie, co nas łączy, to uniwersytet w mieście Lublinie, ten sam, z tym że wtedy, kiedy mój „rówieśnik" był na nim wykładowcą i dziekanem Wydziału Prawa, inaczej się nazywał niż wówczas, kiedy ja na nim studia prawnicze pobierałem.

Pozostało 96% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi