Resort sprawiedliwości ma kolejnego szefa. Przed nim sporo do zrobienia. Trzeba dokończyć informatyzację sądów, przywrócić zlikwidowane przez Jarosława Gowina najmniejsze sądy rejonowe i wprowadzić kontradyktoryjny proces karny. Większość przepisów jest już uchwalona. Jak zwykle największy problem będzie z wprowadzaniem ich w życie.
Sama informatyzacja trwa od lat i jeszcze potrwać musi. Wkrótce minister sprawiedliwości zostanie administratorem baz lekarzy, biegłych, tłumaczy, czyli profesji, bez których sądom nie udałoby się funkcjonować.
Przywracanie małych sądów, choć już zdecydowane, nie będzie takie łatwe. Obok sądów, które wrócić muszą, bo spełniają ustawowe kryteria i liczby mieszkańców, i spraw, które załatwiają, jest jeszcze lista sądów, które wrócić mogą, ale nie muszą. Wszystko zależy od decyzji ministra. Cezarego Grabarczyka czekają więc wizyty samorządowców, którzy jesienią walczyć będą o własne jednostki. Jeśli wspomnieć wycieczki włodarzy poprzedzające likwidację najmniejszych sądów, minister musi się liczyć z trudnymi rozmowami. Tym bardziej że na przywrócenie trzeba będzie wydać pieniądze. A planowany budżet resortu jest dopięty na czasy kryzysu i nastawiony tylko na konieczne wydatki.
Najtrudniejsze jednak może się okazać wprowadzanie w życie reformy procesu karnego. Kontradyktoryjny proces to sprawa rewolucyjna. Jeśli zadziała, ma szansę rzeczywiście przyspieszyć proces. Na efekty trzeba będzie jednak poczekać. Nie ma co się spodziewać, że nastąpi to już w przyszłym roku. Powodzenie reformy w dużej mierze zależy od tego, czy uda się do niej przygotować prokuraturę. Tej, wbrew jej woli, narzucono już zmiany. Wkrótce się okaże, czy mowa o paraliżu prokuratury była tylko straszeniem, czy prawdą.