Tym samym staje się on na powrót organem procesowym i bezpośrednio już wkracza, w istocie mocno, w przestrzeń władzy sądowniczej. Pozostawiam jednak na uboczu aspekty procesowe – zatrzymam się na konsekwencjach w sferze ustroju sądów i spróbuję odpowiedzieć na pytanie, czy zbliża nas to czy oddala od optymalnego kształtu sądownictwa i właściwej jego relacji do władzy wykonawczej.
Obawiam się wyłącznie negatywnych następstw. Konieczność przygotowania kasacji na odpowiednio wysokim poziomie sprawi zapewne, że w ministerstwie powstanie specjalny departament zatrudniający wysoko kwalifikowanych fachowców. Założę się, że będą to przede wszystkim sędziowie. Istota kasacji wskazywałaby raczej na zatrudnianie w nim adwokatów czy radców prawnych. Wszak to oni, a nie sędziowie, na co dzień zmagają się z tą materią. Tak się jednak nie stanie, ponieważ tego rodzaju fachowcom należałoby przyzwoicie zapłacić. Na to, oczywiście, ministerstwa nie stać. Stać je natomiast będzie na honorowanie sędziów z własnych funduszy jedynie 20-proc. dodatkiem do pensji pobieranej przez sędziego w macierzystym sądzie. Do ministerstwa nie pójdzie byle kto, raczej zaprosi się tu sędziego z tzw. wyższej półki. Zamiast więc orzekać w sądzie i tym samym dbać tam o najwyższy poziom prawomocnych wyroków, których nie należy poprawiać w drodze kasacji, ów wyróżniony sędzia będzie usiłował naprawiać błędy swoich kolegów na poziomie najwyższym.