Cóż trudniejszego, niż pomylić „przychód ze stratą", postawić zarzut i zrobić zajazd? Medialny show z zatrzymaniem adwokata na schodach sądu w roli głównej. Czyż to nie jest poniżające traktowanie, którego nikomu w myśl konstytucji nie wolno czynić? Kto za to odpowiada?
Dziś wiemy, że nawet nie zachodzi wysokie prawdopodobieństwo popełnienia zarzucanych czynów przez osoby, co do których prokurator wnioskował o areszt. Zostali oni zwolnieni. A zakaz wykonywania zawodu wobec adwokata, co do którego sama prokuratura nie widziała podstaw aresztowania, nadal w mocy. Każdy rozumny człowiek wie, że zakaz wykonywania zawodu połączony z horrendalną kaucją prowadzić musi każdego do ruiny. Czy nie o to w tym wszystkim chodzi?
Poręczam, bo czuję się winny. Winny grzechu zaniechania, jakiego dopuścił się samorząd. Wobec adwokata Romana Mirka, wobec adwokata Wojciecha Krzysztoporskiego, wobec innych adwokatów – niewinnie zatrzymanych, niewinnie aresztowanych, niewinnie odsądzonych od czci i wiary, publicznie napiętnowanych, z którymi wymiar sprawiedliwości postanowił rozprawić się przez zakucie w kajdany.
Adwokat podczas i w związku z wykonywaniem czynności zawodowych podlega ochronie prawnej, jak sędzia i prokurator. To nie truizm, to norma art. 7 prawa o adwokaturze. Norma gwarancyjna dla osób wykonujących zawód, którego istotą jest walka o prawa obywatela w sporze z władzą publiczną. Adwokata, który związany tajemnicą adwokacką nie może się bronić przed zarzutami dotyczącymi czynności zawodowych. Samorząd zawodowy musi się upomnieć o pełne stosowanie tej normy prawnej. Bo samorząd ma bronić praw adwokatury. Praw każdego adwokata, któremu dzieje się krzywda. Tak rozumiem samorząd.
Autor jest adwokatem