Kłopot polega na tym, że życie społeczne wymaga jakiegoś porządkującego regulatora. Może nim być prawo, silnie i powszechnie respektowane reguły moralne albo reguły obyczajowe, przywiązanie do tradycji itd. Jeśli zatem życie społeczne dobrze regulują inne niż prawo zasady, to prawa może być rzeczywiście mniej, bo pożądane zachowania są uzyskiwane na innej drodze niż nałożenie obowiązków prawnych. Identycznie jest z postępkami niepożądanymi, bo ich piętnowanie i eliminowanie odbywa się poprzez nakładanie kar innego rodzaju, a te mogą się okazać o wiele skuteczniejsze niż sankcja prawna.
Może jakiś aktualny przykład?
Właściwie każdego dnia mamy przykładów aż nadto, a większość wynika z braku zwyczajnej przyzwoitości. Nieprawdziwe oświadczenia majątkowe nie powodują napiętnowania i odsunięcia ich autorów od życia publicznego. Aferalne nadużycia finansowe nie są podstawą pozbawienia foteli senatorskich, urzędniczych, menedżerskich. Brak przyzwoitości spotyka się tu z brakiem presji opinii publicznej, a jedyna sankcja, jaka przychodzi, to sankcja prawna. Zwykle jest tak spóźniona, że powoduje tylko jeszcze większą utratę wiary obywateli w skuteczność i przydatność prawa. Efektem końcowym jest poczucie, że państwo nie działa, bo jest katastrofalnie niesprawne i nieefektywne.
Zmierzam do tego, że skoro nie ma innych niż prawo, wystarczająco silnych i skutecznych regulatorów porządkujących życie społeczne, to państwo musi odwołać się do mnożenia prawa, a to są przecież drożdże dla biurokracji. Nie można jej w tej sytuacji zminimalizować, bo ktoś musi egzekwować namnażające się regulacje prawne. Płynie z tego wniosek, że za nadmiar prawa i przerost biurokracji odpowiada porzucenie przez nas podstawowych dyspozycji moralnych, takich jak przyzwoitość, uczciwość, zachowania honorowe itd.
Państwo jest rzeczywiście niesprawne. Przypomnę spalony most w środku stolicy, pod którym od dawna leżały deski – materiał łatwopalny. I nikt za to nie poszedł siedzieć. Nawet nie bardzo wiemy, kto konkretnie za to państwo odpowiada. Jak pan, człowiek prawa, się w tym odnajduje?
Ciężko się odnaleźć w każdej sytuacji, kiedy następuje szkoda, a nikt za nią nie odpowiada. Obserwujemy proces tak silnego rozwadniania odpowiedzialności, że zmierzać to może ku anarchii. Proszę zauważyć na przykład, co się dzieje w Warszawie. Wycięto 140 tys. drzew. I co? I nic. Przestrzenią publiczną rządzą bezwzględni deweloperzy, wymierzając mieszkańcom stolicy coraz to nowe policzki, jak choćby ów skandal przy placu Zamkowym. Nie ma już księgarń, antykwariatów, galerii sztuki, nowych parków itp., itd. Ochrona zabytków, krajobrazu, założeń urbanistycznych, przestrzeni publicznej i kulturalnej praktycznie nie istnieje. To wynik oczywistych zaniedbań, a czasem oczywistej złej woli i celowego działania tych, którzy powinni wypełniać swoje obowiązki wynikające z nadanych im kompetencji. Więc jeśli pan stawia tezę, że państwo jest niesprawne, to doprawdy trudno się z nią nie zgodzić.