1 lipca 2015 r. nie jest żadnym przełomem. Uzyskanie przez radców prawnych, na zasadach określonych w ustawie, uprawnień do występowania jako obrońcy w sprawach karnych i karnoskarbowych jest naturalną konsekwencją rozwoju zawodu i jego samorządu.
Faktem jest, że konsekwentnie od krajowego zjazdu jesienią 2007 r. samorząd zabiegał o te kompetencje, argumentując zasadność takiego rozwiązania. Samo zabieganie mogłoby się jednak okazać niewystarczające, gdyby nie okoliczności pozwalające wywieść tę argumentację. Kognicja zawodu radcy prawnego zwiększała się sukcesywnie już od 1997 r., wyprowadzając go z wyłącznie urzędniczego charakteru w instytucjach administracji publicznej i dominujących jeszcze przed laty strukturach przedsiębiorczości na szerokie wody wymiaru sprawiedliwości.
Toga z niebieskim żabotem, nadal jeszcze nierozpoznawalna tak, jakbyśmy sobie tego życzyli, jest już stałym elementem sądowego krajobrazu, a zwrot „Pani(e) radco" znaczy tyle samo co bardziej tradycyjny „Pani(e) mecenas(ie)" i nie ma się co spierać, który z nich ma lepszą wymowę.
Warto jednak pamiętać, że ten pierwszy tytuł korzysta z ochrony ustawowej, drugi zaś jest po prostu powszechny, nic tej powszechności nie ujmując.
Czas na kształtowanie praktyki
Ustawodawca już znacznie wcześniej niż od 1 lipca br. zadekretował niezależność i ochronę tajemnicy zawodowej jako podstawowe wartości zawodu radcy prawnego. Doszukiwanie się, co czynią niektórzy, językowo-redakcyjnych różnic w zapisach ustaw radcowskiej i adwokackiej prowadzi jedynie na manowce populistycznych agitacji.