Czy wszystkie samorządy będą honorować środowy wyrok Trybunału Konstytucyjnego? A może tylko część z nich? I czy nie stanie się to podstawą do kwestionowania ich decyzji przed sądem? Właśnie zaczyna się urzeczywistniać najgorszy scenariusz sporu o Trybunał. Może on doprowadzić do niebezpiecznego dualizmu prawnego.
W środę sędziowie rozpatrywali zgodność z konstytucją przepisów kodeksu wyborczego. Rozprawa odbyła się w sytuacji klinczu, wzajemnego nieuznawania decyzji przez najważniejsze instytucje państwa.
Nowy etap sporu otworzyła w grudniu zeszłego roku tzw. ustawa naprawcza autorstwa PiS, która zmieniła m.in. liczebność składów sędziowskich i zasady rozpatrywania spraw. W marcu TK, działając na podstawie starej procedury, zanegował owe przepisy. W odpowiedzi rząd uznał, że nie była to rozprawa, ale „prywatne spotkanie sędziów". W efekcie wyrok nie został opublikowany w Dzienniku Ustaw.
Mimo że o konieczności publikacji wyroku mówi konstytucja, TK i niektórzy konstytucjonaliści uznali, że już samo ogłoszenie werdyktu ma moc wiążącą i jest on ważny. Część sędziów oświadczyła, że będzie respektować werdykt TK mimo braku publikacji.
Dzisiaj Trybunał orzekał według starych przepisów, należy więc zakładać, że PiS nie uzna również tego orzeczenia, podobnie jak kolejnych. Rośnie więc niebezpieczeństwo destabilizacji całego systemu prawnego. Każdy nieopublikowany wyrok może wywołać reakcję łańcuchową – część sądów może go stosować, a część nie, uważając, że nie ma do tego podstawy. Tak samo może być w urzędach administracji publicznej. Pełnomocnicy stron mogą wykorzystywać ten chaos prawny do zaskarżania decyzji czy nieprawomocnych wyroków.