Przed obliczem ETPCz
I tak oto niepoważna sprawa trafiła przed oblicze Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który wyrokiem z 15 września 2022 r. orzekł, że Rzeczypospolita, skazując piosenkarkę naruszyła art. 10 europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. Wyrok jest oczywiście trafny, ale pewne wątki obecne w uzasadnieniu wymagają skomentowania i krytycznej oceny. Zdecydowana większość wywodu prawnego poświęcona jest rozważaniom na temat pozytywnych obowiązków władz publicznych dotyczących zapewnienia pokoju religijnego w państwie. Zdaniem Trybunału w przypadku, gdy wypowiedzi obecne w dyskursie publicznym wykraczają poza granice krytycznego zaprzeczania przekonaniom religijnym innych osób i mogą podżegać do nietolerancji religijnej, na przykład w przypadku niewłaściwego lub nawet obraźliwego ataku na przedmiot kultu religijnego, państwo może zgodnie z prawem uznać je za niezgodne z poszanowaniem wolności myśli, sumienia i religii oraz powinno podjąć proporcjonalne środki ograniczające. Przedstawianie obiektów kultu religijnego w prowokacyjny sposób, mogący zranić uczucia wyznawców tej religii, może być postrzegane jako złośliwe pogwałcenie ducha tolerancji, który jest jedną z podstaw demokratycznego społeczeństwa. Widoczne jest tu określone ułożenie akcentów i potraktowanie wolności słowa jako przywileju, z którego można korzystać tylko pod pewnymi warunkami, a także implicite uznanie subiektywnych odczuć wyznawców określonej religii za miarodajne. Największe zastrzeżenia budzić musi natomiast przyznanie przez Trybunał władzom państwowym szerokiego marginesu swobodnej oceny z uwagi na fakt, że brak jest jednolitej europejskiej koncepcji ochrony praw innych osób w związku z atakami na ich przekonania religijne. Oznacza to, że państwa mają znaczną swobodę przy regulowaniu wolności wypowiedzi w odniesieniu do spraw mogących naruszać przekonania osobiste w dziedzinie moralności lub religii.
Podejście takie uważamy za błędne i prowadzące do tak kuriozalnych rezultatów jak wyrok ETPCz z 2015 r. w sprawie ES v. Austria, w której Trybunał nie dopatrzył się naruszenia konwencji przez skazanie skarżącej na grzywnę przez sąd austriacki za określenie Mahometa mianem pedofila w związku z zawarciem przez niego małżeństwa z dzieckiem (Aiszą) i skonsumowaniem tego małżeństwa, zanim dziewczynka osiągnęła dojrzałość. Gdyby Trybunał był konsekwentny i przyjął w sprawie Dody optykę podobną jak w sprawie austriackiej, prawdopodobnie nie zapadłby wyrok stwierdzający naruszenie art. 10 konwencji, zwłaszcza że tok wywodu przez trzy czwarte uzasadnienia prowadził w tę właśnie stronę. Konstrukcję uzasadnienia wyroku oceniamy dlatego jako niespójną i zasługującą na krytyczną ocenę.
Bez komentarza nie można zostawić też kuriozalnego zdania odrębnego polskiego sędziego, prof. K. Wojtyczka, który uznał, że nie doszło do naruszenia art. 10 konwencji. Narracja opinii odrębnej koncentruje się wokół takich pojęć-wytrychów jak „liczne akty chrystianofobiczne”, do których rzekomo dochodzi w Europie. Szkoda, że prof. K. Wojtyczek równej wagi nie przypisał tezie obecnej w orzecznictwie strasburskim od niemal pół wieku: wolność słowa dotyczy przede wszystkim takich właśnie wypowiedzi, które obrażają, szokują i wzbudzają niepokój. Nie był to jedyny kuriozalny wątek sprawy. Za podobny uznać wypada udział Ordo Iuris w charakterze amicus curiae. Chciałoby się rzec, strzeż nas Panie od takich przyjaciół…
Ważny cel ochrony
Jedyny prawniczo wartościowy element rozstrzygnięcia w sprawie Dody odnaleźć można w opinii zbieżnej, którą napisali sędziowie Ktistakis i Felici. Obaj argumentowali, że w sprawach dotyczących blasfemii („bluźnierstw”), ograniczenia wolności wypowiedzi powinny być badane wyłącznie pod kątem uzasadnionego celu ochrony porządku publicznego (pokoju religijnego), a nie praw i wolności innych osób. Oznacza to, że prawo krajowe może przewidywać sankcję karną za wypowiedzi dotyczące spraw religijnych tylko wtedy, gdy wypowiedzi te umyślnie i poważnie zakłócają porządek publiczny oraz nawołują do przemocy. Podpisujemy się pod tym.
Religia nie jest ograniczona do sfery sacrum. Wierzący prezentują publicznie systemy wartości oparte na przekonaniach religijnych i oczekują, że życie publiczne (w tym urządzane przez państwo) toczyć się będzie wedle reguł wynikających z Koranu, Tory lub Biblii. Pociąga to za sobą ważkie konsekwencje. Obecność w przestrzeni publicznej motywowanych religijnie wypowiedzi w sprawach ważnych społecznie oznacza, że przedmiotem krytycznej oceny opinii publicznej może być także istota systemu wartości (czyli danej religii). Instrumentalne posługiwanie się religią w debacie publicznej przez osoby ją wyznające upoważnia do formułowania negatywnych wypowiedzi na tematy religii i jej funkcjonariuszy, a wypowiedzi te powinny być oceniane przy wykorzystaniu takich samych kryteriów, jak komentarze w sprawach publicznych. Skoro religia jest aktywna poza sferą sacrum, nie powinna korzystać ze szczególnej ochrony, a swoboda wypowiedzi jej dotyczących powinna mieć takie granice, jakie obowiązują w sferze profanum, np. w polityce. Granicę należy wytyczyć w miejscu, w którym wypowiedź nawołuje do przemocy lub kwalifikuje się jako hate speech. Trudno byłoby doszukać się podobnych elementów w wywiadzie Dody.
Nie zapominajmy jednak, w jakim państwie żyjemy. Środowisko ministra sprawiedliwości zapowiada zmianę art. 196 k.k. i rozszerzenie penalizacji wypowiedzi krytycznych wobec religii. Gdyby do tego doszło, ETPCz czeka rozpoznawanie wielu nowych skarg z Polski. Dalszy ruch należeć zapewne będzie to TK Julii Przyłębskiej, który skwapliwie stwierdzi, że art. 10 konwencji interpretowany przez ETPCz jako znajdujący zastosowanie do wypowiedzi o religii jest niezgodny (na przykład) z art. 53 Konstytucji RP, gwarantującym wolność sumienia. Możliwe?