Rządzący fundują przedsiębiorcom chaos, jakiego jeszcze w przepisach nie było. By nie być gołosłownym: po 1 stycznia wystarczy niewielka wątpliwość skarbówki dotycząca rozliczeń podatkowych przedsiębiorcy, by ZUS nie mógł wyliczyć składki zdrowotnej. Bo jak miałby to zrobić, skoro nie wiadomo, jaki dochód ma przedsiębiorca. A nie wiadomo, bo fiskus zakwestionował mu wydatek, który ten zaliczył do kosztów podatkowych. Zakwestionował, bo nie mógł się zdecydować (w lipcu urzędnicy skarbówki na takie rozliczenie pozwalali, ale w listopadzie, przy kapryśnej pogodzie, już nie).
ZUS twierdzi, że spór podatnika ze skarbówką to dla niego nie problem. Weźmie od firmy minimalną składkę. Ale gdy strony spierać się przestaną (a jak twierdzą doradcy podatkowi, trwa to zwykle lata), przyjdzie do przedsiębiorcy po dopłatę składek. I to z odsetkami. W końcu należy mu się wynagrodzenie za czekanie. I lepiej się wtedy nie sprzeciwiać. Bo odwołanie od decyzji skarbówki podatnik będzie składał do sądu administracyjnego, a od decyzji ZUS, na którą wpływ będzie miała decyzja skarbówki – już do sądu cywilnego. Jak sędziowie cywilni ocenią rozliczenia podatkowe? Mogą przecież o pewnych rzeczach pierwszy raz słyszeć...
Decydentom w naszym kraju przydałoby się jedno: konsekwencja. Zamiast łatać naprędce wykryte w Polskim Ładzie błędy, trzeba było reformę solidnie przygotować. Nie byłoby kolejnych niespodzianek, jak np. ta ze składką zdrowotną płaconą od przychodu po przeprowadzonym remanencie. Ministerstwo Finansów twierdzi, że przy obliczaniu dochodu w celu wyznaczenia wysokości składki zdrowotnej różnic remanentowych się nie uwzględnia. ZUS zaś, że się uwzględnia.
Co mają zrobić przedsiębiorcy? Rządzący zdają się mieć dla nich jedno przesłanie: płaćcie i płaczcie.
Czytaj więcej: