W interesie rządu leży, aby Bruksela zatwierdziła jak najszybciej Krajowy Plan Odbudowy i uruchomiła pierwsze transze funduszy dla Polski. A to dlatego, że eskalacja sporu o praworządność z UE wydaje się więcej niż prawdopodobna.
Niekorzystny wyrok TSUE w sprawie Izby Dyscyplinarnej to dopiero początek. Jesienią na Polskę może spaść grad orzeczeń wytykających kolejne naruszenia niezależności sądownictwa. Jednak kluczowe może być rozstrzygnięcie dotyczące interpretacji rozporządzenia „fundusze za praworządność". Trybunał rozstrzygnie bowiem, czy należy je interpretować wąsko, używając go tylko w sytuacji faktycznych zagrożeń finansów Unii, czy też szeroko, odnosząc je ogólnie do stanu praworządności w danym państwie. Na tę drugą opcję naciska Parlament Europejski.
Dziś Polsce nie grozi scenariusz węgierski. Madziarom Bruksela nie zatwierdziła planu finansowego, lecz w ich przypadku padały konkretne zarzuty niedociągnięć systemowych, np. wadliwość prawa zamówień publicznych, które nie zabezpiecza wystarczająco przed nadużyciami.
W Polsce tego problemu nie ma. W odróżnieniu od Węgier, gdzie skala wyłudzeń funduszy unijnych sięga nawet 4 proc., u nas to zaledwie drobny ułamek procenta.
Spokojny sen rządzących może jednak zakłócić TSUE, o ile zgodzi się na aktywowanie rozporządzenia także w sytuacji szeroko pojętych zagrożeń praworządności. Wtedy Polska może mieć zablokowaną część funduszy z bezprecedensowego programu pożyczkowego Unii, którego sama jest żyrantem.