Nawet w sądach na rozprawach ten zwyczaj zanika, poza zupełnie nowoczesnymi sądami jak SN czy Trybunał Konstytucyjny, ale i tam na sędzię na korytarzu sądowym może czekać kamera telewizyjna.
Przypomniał nam o tym pierwszy dzień przesłuchań w Krajowej Radzie Sądownictwa kandydatów na sędziów SN, kiedy kilku z nich wyszło bocznymi drzwiami, by uniknąć dziennikarzy. A przecież mogli przejść jak inni, odpowiedzieć coś albo nic, choć nicniemówienie nie jest oczywiście dobrym wyjściem.
Takiego zachowania nie uzasadnia obawa kandydatów poddanych, owszem, w wielu wypadkach presji swoich środowisk prawniczych – o której mówił m.in. adwokat Sławomir Zdunek. To mu jednak nie przeszkodziło zaprezentować w kilku zdaniach dziennikarzom przebiegu przesłuchania.
Wielu kandydatów odmówiło dziennikarzom komentarza, a przecież już teraz są osobami publicznymi (adwokatami, prokuratorami, sędziami), biorą udział w procedurze i sytuacji publicznej, a mają zostać sędziami najwyższego szczebla. To wymaga od nich nie tylko odwagi cywilnej, ale też radzenia sobie z trudniejszymi sytuacjami i pytaniami.
To prawda, że poszczególne kodeksy etyczne, czy to adwokacki czy sędziowski, wymagają od członków tych profesji umiaru w wypowiedziach, oględności, ale z tych samych zasad wynika obowiązek poważnego zachowania, do którego zaliczyć trzeba rzeczowe odpowiadanie na pytania, nawet jeśli czasem jest to odmowa odpowiedzi. Niestety, wielu prawników, nawet występujących przed Sądem Najwyższym, co więcej, nawet w tzw. sprawach medialnych, gdy prasy mogą się spodziewać, odżegnuje się od odpowiedzi, zanim dziennikarz zdoła zadać pytanie. To kompromitacja dla takich prawników – uważam. Najczęściej wynika to z niekompetencji prawnika, nieprzygotowania do sprawy (częsta zresztą odpowiedź jest taka: ja tu jestem w zastępstwie), czasem z absurdalnych nakazów szefów kancelarii, a w przypadku sędziów zarządzeń prezesów. Tymczasem każdy ma konstytucyjnie zagwarantowaną wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.