Elektroniczne obroże miały zastąpić w przypadkach, w których jest to możliwe, pobyt skazanego w więzieniu. Wprowadzono je we wrześniu 2009 r. i od tego czasu niejeden raz potwierdziły swoje walory jako sposób odbywania kary. Z funkcjonowaniem systemu bransolet monitorujących skazanych wiążą się określone koszty dla budżetu państwa, ale zdaniem ekspertów i tak są niższe niż tradycyjne odsiadywanie wyroku. Dlatego zmieniano przepisy tak, aby bransolety mogły mieć zastosowanie do bogatszego katalogu przestępstw. Obroże poza swym sankcyjnym wymiarem dają ukaranym również możliwość stanięcia na nogi i spojrzenia na swe dotychczasowe czyny z perspektywy normalnego życia. Tak się może dziać, bo nie zrywają oni kontaktu z rodziną, nie tracą pracy, kontynuują naukę, leczenie lub terapię odwykową. To bardzo istotne, jeśli weźmiemy pod uwagę, że taką karę często odbywają ludzie młodzi, przed którymi jeszcze kawał życia.
Czytaj też: Przestępca z obrożą nie zbliży się do swej ofiary
Jednak elektroniczna bransoleta to nie jest jakiś gadżet do oznakowania osobnika z wyrokiem, tylko przede wszystkim skuteczna egzekucja wyroku, wymagająca skrupulatnego przestrzegania czasu i miejsca pobytu. Niektórzy nie wytrzymywali takiego dozoru i przecinali obroże, aby zniknąć z systemu monitoringu.
Niestety, dotychczasowe doświadczenia i dobre oceny wystawiane dozorowi elektronicznemu nie przekonują części sędziów. Trudno to zrozumieć, gdy w grę wchodzi np. egzekwowanie zakazu zbliżania się do określonych osób czy miejsc. Jest to szczególnie ważne, gdy sprawca dopuścił się przemocy domowej. W dzisiejszych czasach więzienie, dozór policyjny czy kurator bynajmniej nie są najlepszym i jedynym sposobem monitorowania zachowania kogoś z wyrokiem na koncie. Szkoda, że niektórym sędziom trudno pozbyć się przekonania, że kara ma być tak uciążliwa, jak tylko się da. I na nic argumenty, że tak być nie musi. Wsadzenie za kratki wciąż jest uznawane przez niektórych za jedyny skuteczny sposób wyprostowania komuś życiorysu.