Co się dzieje z przedstawicielem gatunku ludzkiego (?), który kieruje samochodem mając we krwi około 2.5 promila alkoholu? Odczuwa wyraźne odurzenie. Ma zaburzenia sprawności ruchowej i zmysłu równowagi. Błędnie ocenia własne możliwości i nie umie prawidłowo ocenić zachowań innych (w tym wypadku innych uczestników ruchu drogowego, a nawet - tak jak w interesującym mnie przypadku, nie reaguje na obecność słupa, czyli biernego uczestnika ruchu drogowego). Funkcje innych zmysłów np. wzroku i słuchu, ma poważnie ograniczone. Nazwanie takiego kierowcy bandytą, niezależnie od profesji i zasług, nie powinno nikogo dziwić. Nazwanie takiego kierowcy pełnoprawnym przedstawicielem gatunku ludzkiego przychodzi mi z trudem. Tacy osobnicy powinni budzić powszechne obrzydzenie. Nawet gdy strach przed karą nadaje im cechy ludzkie.

Niezrozumiałej łaskawości ustawodawcy zawdzięczamy, że za kierowanie samochodem w stanie nietrzeźwości, można trafić do więzienia zaledwie na dwa lata. Dla przykładu, pięć lat można dostać za kradzież butów wartości 251 złotych, a za przekroczenie granicy RP wbrew przepisom trzy, choć żaden sklep nie odczuje kradzieży butów za 251 złotych, a granice Polski - po podpisaniu układu z Schengen, są otwarte. Jakże inaczej jest z pijanymi kierowcami. Ślady ich działalności wyznaczają nekrologi i przydrożne krzyże. Jak znam zamiłowanie rodaków do jazdy po pijanemu obawiam się, że kolejna akcja Znicz pobije rekord poprzedniczki. Oby ofiar było jak najmniej.

W ciągu ostatnich kilku lat polscy sędziowie posłali do więzienia kilkanaście tysięcy pijanych rowerzystów. Ale rower to nie samochód! Doprawdy potrzeba zbiegu wielu okoliczności, by kierowanie rowerem po pijanemu spowodowało realne i poważne zagrożenie w ruchu drogowym. A do więzień posyłano nawet takich, którzy rower prowadzili. Nie kierowali nim, lecz prowadzili go. Kierowanie samochodem przez kierowcę, który jest pijany jak bela, takie zagrożenie stwarza. Dlatego w kraju, w którym w przedłużone weekendy, Zaduszki i różne święta, policja zatrzymuje tysiące pijanych kierowców - bandytów, nie sposób nie zgodzić się z twierdzeniem, że kara za popełnienie przestępstwa z art. 178a § 1 KK, którego sprawca jest upojony alkoholem powinna przede wszystkim uwzględniać stan nietrzeźwości. To umyślne przestępstwo.

Kilka tygodni temu minister sprawiedliwości pan Jarosław Gowin pozwolił sobie stwierdzić, że masowość kar więzienia w zawieszeniu nadaje tej karze fikcyjny charakter. Dlatego - jak uważa pan minister, trzeba to zjawisko ograniczyć, a karom nadać charakter realny. Brzmi jak wytyczne wymiaru sprawiedliwości i praktyki sądowej, które Sąd Najwyższy uchwalał za komuny. Ale w tym konkretnym wypadku podzielam pogląd pana ministra. Po ostatnim wybryku księdza biskupa, któremu bohaterski słup uniemożliwił kontynuowanie jazdy po pijanemu ciekawym, co pan Gowin sądzi o karze, która ma zostać wymierzona hierarsze, który – mówiąc kolokwialnie, nawalony jak stodoła, pomykał przez śródmieście stolicy, w której pełni posługę.

Biskup, jak donosi prasa, ma dostać karę pozbawienia wolności w zawieszeniu. Podobno taką karę uzgodnił już z prokuratorem. Pozwalam sobie zauważyć, że takie orzeczenie, być może zgodne z literalną wykładnią prawa, podważa zasadność wysłania do więzień kilkunastu tysięcy rowerzystów, którzy dopuścili się przestępstw o znacznie niższym stopniu społecznej szkodliwości niż pijany biskup za kierownicą. Biskup w więzieniu to zdarzenie niezwyczajne. Ale jeśli kara ma by karą proszę o podpowiedź, jakie argumenty, poza starannie wyreżyserowaną skruchą, mają przemawiać za zawieszeniem jej wykonania? Żeby kara, jak uważa pan minister Gowin, nie była fikcyjna. Przecież wobec prawa jesteśmy równi. No nie?