Rz: Zanim trafił pan do polityki, przez kilkanaście lat był sędzią. Co pan myśli o środowisku, z którego się wywodzi, kiedy słyszy o domniemanej korupcji w Sądzie Najwyższym, o prezesie sądu okręgowego, który rozmawia z „człowiekiem premiera", o błędach, które popełnili sędziowie w sprawie Amber Gold itd.?
Janusz Wojciechowski: Jest mi po prostu przykro. Oczywiście nie wiem, czy była korupcja w Sądzie Najwyższym. Mam nadzieję, że nie, ale jest wiele złych rzeczy, które dzieją się w wymiarze sprawiedliwości i obniżają jego autorytet. Ludzie coraz częściej skarżą się na sądy i sędziów, są coraz bardziej bezradni wobec rzeczy, które w wymiarze sprawiedliwości się dzieją. Np. wobec wydawania zupełnie różnych wyroków w podobnych sprawach, aroganckiego zachowania sędziów.
Mam też poczucie, że zarzuty pojawiające się wobec sędziów nie są do końca wyjaśniane, tak jak np. domniemana korupcja w SN czy też zachowanie sędziów w sprawie Amber Gold. Jeśli wobec sędziów pojawiają się publiczne zarzuty, to powinny być one wyjaśniane także publicznie. Do końca nie wiemy, jak było naprawdę, a informacja poszła w eter.
Ma pan pomysł, jak można by ten autorytet odbudować? Czy to w ogóle jest możliwe?
Nie da się tego zrobić jednym ruchem. Moim zdaniem nie sprawdza się obecny model kształcenia prawników, a sędziowie, którzy rozpoczynają dziś karierę, są zbyt młodzi. Nawet najlepiej rozwiązywane testy nie zastąpią rozmowy z profesorem, któremu trzeba przekazać jakąś wiedzę i udowodnić, że rozumie się to, o czym się mówi. Dziś młodzi prawnicy, a potem sędziowie są na ogół świetnie nauczeni prawa, ale brak im doświadczenia życiowego. Człowiek na wiele problemów patrzy inaczej, kiedy sam czegoś w życiu doświadczy. Trzeba samemu wiele przeżyć, aby móc oceniać zachowania innych ludzi. Dwudziestoparoletniemu sędziemu, który jest piękny i młody, wydaje się, że wszyscy powinni być piękni i młodzi, a tymczasem życie ludzkie jest o wiele bardziej skomplikowane, czego młody człowiek zazwyczaj jeszcze nie wie.