Kiedyś wielkie kodeksowe zmiany przygotowywały z dużą ostrożnością komisje kodyfikacyjne, złożone z doświadczonych legislatorów oraz wybitnych prawników. Proces był żmudny, czasem rozłożony na lata, ale dawał gwarancje dobrej legislacyjnej roboty.

Posłom PO i Ruchu Palikota porywającym się na takie zmiany wyraźnie zabrakło wyobraźni albo też potrzeba populistycznego zaistnienia okazała się silniejsza nawet od świadomości, że forsując taki konglomerat zmian – bez wszechstronnej analizy i refleksji – mogą doprowadzić do niebezpiecznego rozregulowania całego polskiego systemu prawnego.

Można powiedzieć: cóż, populiści tak mają. Tyle tylko, że trudno zrozumieć marszałka Sejmu, który dopuścił w ten sposób tworzone projekty do prac legislacyjnych, mając w ręku negatywną opinię Komisji Ustawodawczej i regulaminowe instrumenty, aby zablokować pracę nad nieprzygotowanymi.

To niebezpieczny precedens i sygnał, że nawet najpoważniejsze zmiany w prawie można forsować bez głębszej refleksji i tylko dla politycznego efektu. A kwestia merytorycznego przygotowania i analizy ma drugorzędne znaczenie.