Za taką hipotezą przemawiało kilka faktów. Wokół kwestii istnienia ogródków działkowych w dotychczasowej formie oraz monopolu PZD narastało coraz więcej emocji. Tylko w Warszawie toczy się obecnie kilkaset spraw sądowych byłych właścicieli. Chcą oni odzyskać dawne tereny, na których dziś są ogródki działkowe. Nie jest również tajemnicą, że atrakcyjnymi terenami, często w centrach miast, zainteresowane jest potężne lobby deweloperskie, które liczy na szybką zmianę przepisów.

I taki scenariusz był całkiem realny. Posłowie PO szybko przygotowali projekt zmian w ustawie, który zmierzał de facto do likwidacji części ogródków. Wiele wskazywało też na to, że prace nad zmianami mogą zakończyć się jeszcze w tym roku. Zwłaszcza że Trybunał dał 18 miesięcy na dostosowanie się do wyroku.

Tyle że potem pozycja Platformy zaczęła się chwiać, sondaże partii i premiera pikować. A to sprzyja działkowcom. Niedawne pojawienie się wśród nich Donalda Tuska jest czytelnym sygnałem, że linia partii w tej kwestii się zmienia. Premier doskonale zdaje sobie sprawę, że miliona ludzi nie da się ignorować, a pójście z nimi na wojnę to już czyste szaleństwo.

Gruntownej reformy nie ma się więc co spodziewać. Potwierdza to więc tylko regułę, że w Polsce każda reforma przegrywa w starciu ze zorganizowanym społecznym czy zawodowym lobby. Tak było z górnikami czy nauczycielami. Jeszcze silniejszych działkowców też nikt nie odważy się lekceważyć, nawet jeśli ich racje są konstytucyjnie wątpliwe. Ale do wyborów coraz bliżej. Zatem mimo prób naruszenia działkowego status quo działkowcy mogą spać spokojnie.