Prowadzona przez m.in. „Gazetę Wyborczą" i TVN24 nagonka skalą przypominała tę z afery Amber Gold, kiedy to prokuratura szybko została wskazana jako główny winowajca. Dopiero później okazało się że rzeczywistość jest bardziej złożona. A dwaj prokuratorzy, którzy mieli przez tę sprawę postępowanie dyscyplinarne, zostali uniewinnieni.
Postanowienia prokuratury wielokrotnie budzą kontrowersje i są poddawane są w mediach merytorycznej krytyce, i nic w tym nadzwyczajnego. W ubiegłym tygodniu zabrakło jednak miejsca na dyskurs merytoryczny, bo pewnie zepsułby postawioną tezę. Wystarczyło zdanie wyrwane z kontekstu, dwa przykłady, z różnych stron Polski, aby zasugerować, że działanie prokuratorów nie było czyste, ba, wynikało z najniższych pobudek.
Szkoda, że nikt nie zadał sobie trudu przeanalizowania choćby orzecznictwa, procedury, i obowiązujących przepisów prawa, które, jak twierdzą sami śledczy, zawęża im pole działania w takich sprawach. Ustawodawca np. spenalizował nie „prezentowanie" tego rodzaju symboliki, ale „publiczne propagowanie faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwowego".
To jednak popsułoby efektowne zawołania o maszerującym po Polsce faszyzmie, któremu ulega nawet tak poważna instytucja jak prokuratura.
Do bezrefleksyjnego grona kopiących dołączyli politycy i jedne z najważniejszych osób w państwie: szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz i prokurator generalny Andrzej Seremet, którzy robili wszystko, aby zadośćuczynić medialnym oczekiwaniom.
Postawa pierwszego nie dziwi. Nie wiadomo jakie cele postawił przed Sienkiewiczem premier Tusk, powołując go na stanowisko ministra, ale jeżeli tak dalej pójdzie, największym sukcesem jego ministerialnej misji będzie kilka piarowskich występów w stylu „Idziemy po was", zapowiadających „pacyfikację Białegostoku".
Dziwi natomiast postawa prokuratora generalnego, który zna realia pracy prokuratury, a przede wszystkim przepisy prawa. Na obronę swoich podwładnych nie było go jednak stać.