Dwa niemal identyczne rodzaje służebności: gruntowa oraz przesyłu

Regulując służebność przesyłu ustawodawca niemal całkowitym milczeniem pominął intertemporalne skutki nowelizacji. Ich brak jest tym bardziej dotkliwy, że służebność ta nie zrodziła się w próżni – wskazuje prawnik.

Publikacja: 05.09.2013 09:38

Red

W niedawnej uchwale (III CZP 18/13) Sąd Najwyższy stwierdził, że do okresu posiadania koniecznego do zasiedzenia służebności przesyłu (art. 292 w zw. z art. 3054 k.c.) doliczyć można okres sprzed wejścia w życie przepisów o tej służebności.

Jak wiadomo, kodyfikacja służebności przesyłu w art. 3051 – 3054 k.c. miała być odpowiedzią ustawodawcy na utrwaloną i spójną praktykę sądową. Interpretując elastycznie istniejące przepisy o służebności gruntowej, sądy dopuszczały we wcześniejszym okresie tworzenie prawa pozwalającego utrzymać na nieruchomości elementy infrastruktury przesyłowej. Orzecznictwo wykazało w tym zakresie żelazną konsekwencję, sukcesywnie usuwając wszelkie przeszkody, jakie pojawiały się na tej drodze. W ten sposób przez pączkowanie klasycznej koncepcji służebności gruntowej narodziła się swoista konstrukcja prawna, dostosowana do szczególnych form ograniczenia prawa własności, jakie wiążą się z istnieniem na nieruchomości urządzeń przesyłowych.

Brak wyraźnego rozgraniczenia sprawił, że funkcjonują dwa niemal identyczne rodzaje służebności

Zagadka intertemporalna

Regulując służebność przesyłu ustawodawca niemal całkowitym milczeniem pominął intertemporalne skutki nowelizacji. Ich brak jest tym bardziej dotkliwy, że służebność ta nie zrodziła się w próżni, lecz wyrosła na pożywce przepisów o służebności gruntowej, zaadaptowanych w orzecznictwie. Brak wyraźnego rozgraniczenia obu praw doprowadził do niecodziennej sytuacji, w której obok siebie zaczęły funkcjonować dwa niemal identyczne rodzaje służebności – zmodyfikowana służebność gruntowa oraz służebność przesyłu w sensie ścisłym.

Mimo niemal tej samej treści, służebności te różni sposób umocowania w systemie prawa. O ile pierwsza konstrukcja powstała i utrwaliła się w praktyce jedynie mocą autorytetu SN, za drugą stoi znacznie silniejsza legitymizacja, jaką daje regulacja ustawowa. Nie można też zapominać, że z perspektywy adresatów prawa – w tym wypadku właścicieli nieruchomości i przedsiębiorców przesyłowych – przepis wprost wyrażający treść normatywną ma większą wagę informacyjną i ostrzegawczą (tę ostatnią zwłaszcza z perspektywy osób zagrożonych zasiedzeniem) niż najbardziej nawet utrwalona koncepcja judykatury. Chroniąc znacznie silniej ustawę (jako konstytucyjne źródło prawa) od orzecznictwa (które jest wyłącznie efektem stosowania tego prawa) polski system prawa przesądza więc, że dotychczasowa koncepcja quasi-służebności przesyłu jest znacznie mniej stabilna i pewna dla adresatów prawa.

Między efektywnością i efektywnością

Dalsze losy tego problemu mogły potoczyć się dwiema drogami. Można byłoby twierdzić, że czas, w którym na nieruchomości istniał stan odpowiadający służebności przesyłu, dolicza się do okresu posiadania tej służebności po 3 sierpnia 2008 r., albo że od tego dnia 20- lub 30-letni termin zasiedzenia powinien być liczony od zera. Jak zauważył SN, w grę nie wchodziłoby natomiast doliczenie wcześniejszego czasu posiadania jedynie częściowo (wzorem np. art. XLII p.w.k.c.), wymagałoby to bowiem szczególnego przepisu, którego w tym wypadku brak.

Pierwsza koncepcja byłaby rzecz jasna bardziej dogodna dla przedsiębiorców przesyłowych, pozwalając im na szybsze uzyskanie „silniejszego" (bo opartego bezpośrednio o ustawę) rodzaju służebności, nie zaś prawa ukształtowanego w orzecznictwie (które w praktyce funkcjonuje jedynie imperio rationis). Sprzyjałoby to także ogólnej intencji ustawodawcy, który kodyfikując służebność przesyłu chciał uporządkować sytuację urządzeń przesyłowych za pomocą bardziej precyzyjnego instrumentu, lepiej osadzonego w systemie prawa. Zamiar ten mógłby zostać osiągnięty jedynie przez możliwie szybkie wyparcie z praktyki dotychczasowej koncepcji służebności gruntowej, zaadaptowanej na potrzeby przesyłu. Taki sposób obliczania terminu zasiedzenia zgadzałby się także z genezą nowej służebności, stanowiącej dość gładkie przejście od wcześniejszego stadium ewolucji (trwałej linii orzeczniczej) do konstrukcji ustawowej.

Drugie rozwiązania również nie jest jednak pozbawiona zalet. Lepiej (a w każdym razie: z pozoru lepiej) chroni ona pewność prawa oraz zaufanie właścicieli nieruchomości, dając gwarancję, że nie zostaną oni zaskoczeni powstaniem na nieruchomości ograniczonego prawa rzeczowego (co potencjalnie mogłoby nastąpić już z chwilą wejścia w życie nowelizacji k.c.). Rozwiązanie to z góry usuwa także zarzut retroaktywności, który można byłoby wysuwać pod adresem poglądu przeciwnego – kwalifikującego ex post pewien stan faktyczny jako prowadzący do zasiedzenia służebności przesyłu.

Wybór między obiema koncepcjami to w istocie rzeczy stwierdzenie, w którym miejscu lokuje się w tym wypadku gwarancyjna funkcja prawa intertemporalnego (stanowiąca jego esencję i rację bytu). Pierwsze rozwiązanie przesuwa akcent ku efektywności nowych przepisów, za podstawowy cel przyjmując realizację interesu ustawodawcy (zgodne jest to z naturą prawa intertemporalnego mającego w gruncie rzeczy naturę prawa publicznego). Drugie – silniej gwarantuje stabilność i zaufanie na poziomie indywidualnym, skupiając się przede wszystkim na efektywnej ochronie prawa własności przed nieoczekiwaną ingerencją ustawodawcy.

Nowe wraca

Z najbardziej doraźnej perspektywy, wybór przez SN pierwszego rozwiązania znacznie ułatwił praktyczne funkcjonowanie przepisów o służebności przesyłu, pozwalając na szybsze nabycie prawa bardziej stabilnego i czytelnego dla adresatów. Uchwała ujawnia jednak zarazem szereg głębszych założeń SN co do warunków, w jakich rodziła się służebność przesyłu, oraz rządzących nią norm międzyczasowych.

Co najbardziej istotne, uchwała oznacza przyjęcie pełnej ciągłości pomiędzy wcześniejszą koncepcją „zaadaptowanej" służebności gruntowej a służebnością przesyłu par excellence. Dotyczy ona zarówno sfery konstrukcyjnej (zakładając, że oba rozwiązania są w istocie tym samym prawem, funkcjonującym jednak pod różnymi nazwami i w oparciu o nieco inne struktury dogmatyczne), jak i czasowej (posiadanie pierwszego rodzaju służebności płynnie przekształca się w posiadanie służebności drugiego rodzaju). Jeśli uzna się, że służebność przesyłu to w gruncie rzeczy „to samo", tyle że pod innym szyldem, na znaczeniu traci oczywiście argument o retroaktywności oraz naruszeniu zaufania adresatów prawa. Stara nowa służebność, w myśl poglądu SN, nie zmienia sytuacji właścicieli nieruchomości oraz przedsiębiorców przesyłowych, którzy zarówno przed jak i po 3 sierpnia 2008 r. mogli utracić tę samą część uprawnień do nieruchomości – i symetrycznie: nabyć ograniczone prawo rzeczowe o tym samym zakresie. Trwałość i pełna konsekwencja linii orzeczniczej przed wejściem w życie art. 3051 i nn. k.c. stanowią przy tym silny argument za mimikrą dotychczasowej „zaadaptowanej" służebności przesyłu do regulacji prawnej. Mowa w tym wypadku oczywiście o sferze funkcjonalnej (stabilność, kompleksowość, powszechna wiedza zainteresowanych), nie zaś czysto formalnej – która w mniejszym stopniu interesuje prawo międzyczasowe.

Wniosek ten, nawiasem mówiąc, wydaje się w pełni oczywisty, zaś rozwiązanie przeciwne – sztuczne i niefunkcjonalne. Wymaga on bowiem przyjęcia (karkołomnego w praktyce) założenia, że wejście w życie przepisów o służebności przesyłu oznaczało zasadniczą zmianę w sytuacji urządzeń przesyłowych o nieuregulowanym statusie prawnym. Ich istnienie na nieruchomości, wcześniej prowadzące do zasiedzenia „zaadaptowanej" służebności gruntowej, należałoby wówczas traktować jako nieistotne z perspektywy nowej ustawy – co ewidentnie kłóciłoby się z jej treścią i genezą.

Proporcja i metoda

Skoro więc służebność przesyłu nie jest w gruncie rzeczy niczym nowym z perspektywy terminu zasiedzenia, można pytać dalej. Uchwała SN poruszyła bowiem znacznie bardziej fundamentalny problem międzyczasowej relacji między konstrukcjami judge-made law (które w polskiej kulturze prawnej łączyć można zwłaszcza z utrwaloną linią orzeczniczą) i działaniem ustawodawcy.

Odpowiadając na to pytanie stąpa się po kruchym lodzie. Kontynentalna koncepcja prawa nie pozostawia bowiem wątpliwości, że każda wykładnia sądowa to jedynie odkrycie treści wpisanej przez ustawodawcę w akt prawny, nigdy zaś tworzenie nowej normy. W praktyce utrwalona linia orzecznicza, często daleko odchodząca od dosłownego brzmienia regulacji (jak miało to miejsce w wypadku zaadaptowanej służebności gruntowej), zachowuje się jednak de facto jak źródło prawa – i tak właśnie jest odbierana przez zainteresowanych. Z tej przyczyny wymaga ona pewnych rozwiązań intertemporalnych, spełniających podobną funkcję co reguły międzyczasowe prawa stanowionego. Z natury rzeczy tworzy się je ad hoc na potrzeby konkretnych sytuacji, posiłkując się jednak oczywiście ogólnymi regułami prawa intertemporalnego i wcześniejszym orzecznictwem.

„Złotą regułą" rządzącą sytuacjami tego rodzaju (i systemem prawa rozumianym jako instrument rozstrzygania konfliktów społecznych) jest rzecz jasna proporcjonalność. Zmiana wcześniejszej utrwalonej wykładni oznacza zawsze odmienne rozłożenie rzeczywistej ochrony, jaką prawo przyznaje interesom jego adresatów (nowelizacja przepisu pociąga za sobą podobną zmianę, tyle że na bardziej abstrakcyjnym poziomie).

Rozumowanie SN w uzasadnieniu uchwały zawiera dokładny opis stosowanej w tym wypadku metody. Opiera się ona o uważne porównanie stanu prawnego sprzed i po wejściu w życie przepisów o służebności przesyłu – a ściślej: stwierdzenia, co dla sytuacji właścicieli nieruchomości i przedsiębiorców przesyłowych oznaczało skodyfikowanie praktyki orzeczniczej. Przeprowadzenie możliwie wyczerpującej oceny jest w tym wypadku o tyle istotne, że pozory wskazywać mogą na zupełnie inne rozwiązanie niż ostatecznie przyjęte. Tak zresztą rzecz się miała z porównaniem „zaadaptowanej" służebności gruntowej i służebności przesyłu, których różnice – dość oczywiste na pierwszy rzut oka – bledną przy bliższym spojrzeniu.

CV

Autor jest doktorantem w Instytucie Nauk Prawnych PAN, asystentem sędziego w Izbie Cywilnej SN, stypendystą Narodowego Centrum Nauki (program "Etiuda").

W niedawnej uchwale (III CZP 18/13) Sąd Najwyższy stwierdził, że do okresu posiadania koniecznego do zasiedzenia służebności przesyłu (art. 292 w zw. z art. 3054 k.c.) doliczyć można okres sprzed wejścia w życie przepisów o tej służebności.

Jak wiadomo, kodyfikacja służebności przesyłu w art. 3051 – 3054 k.c. miała być odpowiedzią ustawodawcy na utrwaloną i spójną praktykę sądową. Interpretując elastycznie istniejące przepisy o służebności gruntowej, sądy dopuszczały we wcześniejszym okresie tworzenie prawa pozwalającego utrzymać na nieruchomości elementy infrastruktury przesyłowej. Orzecznictwo wykazało w tym zakresie żelazną konsekwencję, sukcesywnie usuwając wszelkie przeszkody, jakie pojawiały się na tej drodze. W ten sposób przez pączkowanie klasycznej koncepcji służebności gruntowej narodziła się swoista konstrukcja prawna, dostosowana do szczególnych form ograniczenia prawa własności, jakie wiążą się z istnieniem na nieruchomości urządzeń przesyłowych.

Pozostało 90% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi