Wzywają, aby zlikwidować Kartę, bo to ona jest wszystkiemu winna. To przez Kartę przedszkola są czynne tylko do 17. To przez Kartę nauczyciele nie mają czasu dla uczniów, bo mają 18-godzinne pensum, dwa miesiące wakacji i mnóstwo papierologii. To przez Kartę od szóstej klasy szkoły podstawowej nasze dzieci zgłębiają testologię.
Ja jednak napiszę na temat polskiej oświaty rzeczy politycznie niepoprawne. Jeśli chcemy w szkołach nauczycieli miernych, ale wiernych, zlikwidujmy Kartę. Wystarczy popatrzeć, kto pracuje w samorządowych urzędach. Nieraz pisaliśmy o panującym tam nepotyzmie. Gdy rząd i parlament uwolnią szkoły od Karty, także tam zawitają podobne obyczaje. Niekoniecznie będą liczyć się umiejętności, wiedza, komunikatywność.
Rzadko zgadzam się ze Sławomirem Broniarzem, ale w jednej sprawie szef ZNP ma rację. Jakość szkoły w największym stopniu zależy od dyrektora, od jego mądrości, ale też niezależności. Dobre szkoły zwykle mają dobrych dyrektorów, którzy potrafią dobrać świetnych współpracowników.
Nie twierdzę, że Karta nauczyciela jest idealna – bo nie jest. Nawet niezły dyrektor miewa problem z nauczycielami dyplomowanymi, którym już się nic nie chce. Nie można ich ocenić negatywnie i zwolnić, bo realizują minimum.
Dyskutujmy więc o zmianach w Karcie, o wysokości pensum, o przywilejach pedagogów. Minister Krystyna Szumilas wynegocjowała ze związkowcami likwidację urlopu zdrowotnego, dokładne ewidencjonowanie dni wolnych i mniej korzystne dla nauczycieli rozliczanie samorządów z obowiązku wypłacania średnich pensji. Może jest szansa na rozmowę o zasadach zatrudniania.