Wchodzimy właśnie w ponaddwuletni okres wyborczy. Po kolei będą to elekcje do Parlamentu Europejskiego, samorządowe, prezydencka i parlamentarna. Dużo tego... Ktoś zapewne zapyta, co to ma wspólnego z wymiarem sprawiedliwości lub z prawniczymi zawodami. Spieszę z odpowiedzią. Osobiście marzę, by choć raz wybory odbyły się bez agresywnego angażowania w nie prawników, naszej pracy i osiągnięć. Oczywiście każdy ma prawo mieć własną, nawet okrutnie wypaczoną, opinię o pracy sądów, spraw prowadzonych przez profesjonalnych prawników czy też oceny działań prokuratury. Nic w tym zdrożnego. Żyjemy przecież w państwie demokratycznym. Czym innym jednak jest opinia poszczególnych rodaków, czym zupełnie zaś innym poglądy wtłaczane im przez polityków. I to niekiedy bardzo ambitnych...
Dlatego właśnie mam ogromne wręcz obawy, czy dwa najbliższe lata nie będą oznaczały nieustannej nagonki zarówno na instytucje wymiaru sprawiedliwości, jak i na poszczególne zawody go tworzące.
Między innymi właśnie stąd bierze się nieufność obywateli do szeroko rozumianego polskiego prawa. Jestem oczywiście daleki od stwierdzenia w stylu: „u nas wszystko w porządku, jesteśmy doskonali...". Wiemy, że tak nie jest. Rozsądna debata, nawet ta publiczna, ma jednak tę zaletę, że przynajmniej nie jest przesiąknięta populizmem. Ba, bywa nawet racjonalna – jest w niej miejsce nawet (co w Polsce może dziwić) na słuchanie argumentów drugiej strony. I tym właśnie różni się od tej ściśle politycznej. Niby mała różnica, a jak wiele oznacza! Doskonale to już ćwiczyliśmy podczas poprzednich kampanii wyborczych. Sędzia, prokurator, radca prawny, adwokat czy też notariusz często jawili się w nich jako „wróg". Osoba, która jest godna tylko potępienia. Proste ćwiczenie z cyklu „jak wyzwolić negatywne (zatem pożądane) emocje elektoratu" – jednym słowem, zmasakrować grupy zawodowe, które są niezależne, czyli bywają niebezpieczne.
Dlaczego akurat teraz o tym piszę? Otóż jedna z partii już ogłosiła swój wyborczy manifest. I niestety, po tym wydarzeniu w niektórych mediach roi się od haseł w stylu „defamiliacja wymiaru sprawiedliwości" czy też „sprawiedliwość jest dla ludzi, a nie ludzie dla sprawiedliwości". Doprawdy to, jak będą głosowali prawnicy, nie ma tu żadnego znaczenia. Każdy z nas ma swoje polityczne poglądy i sympatie. Chciałbym jednak, żebyśmy choć raz starali się rozmawiać ze sobą, a nie obok siebie. Dostrzegając problemy, starajmy się je rozwiązać. A populizm i tanie efekciarstwo zostawmy w tym wypadku na boku. Pokłosie tego zbierają bowiem wszyscy – nie tylko prawnicy...
Autor jest dziekanem Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie