Taki singiel, szczególnie z tych lemingowatych, zwykle zarabia powyżej średniej krajowej, płaci więc niezłe podatki. Nie rozlicza się wspólnie z mężem czy żoną ani nie korzysta z ulgi na dzieci. Ulgę na internet i remonty jego designerskiego mieszkanka już mu skasowano, tak więc ten klient już z niczego fiskusa nie oskubie.
Niestety, nadal jest problem z tymi małymi kombinatorami, którzy postanowili założyć rodzinę! Trwają więc intensywne prace fiskalne, aby działania tej sitwy jakoś ukrócić.
Duży sukces odnotowano w ubiegłym roku – udało się ograniczyć ulgę na dzieci. Nikt, kto zarabia powyżej 112 tys. złotych (licząc też łączne dochody małżonków), już z niej nie skorzysta. Całkiem niedawno powstał też pomysł opodatkowania Karty Dużej Rodziny, czyli zniżki dla rodzin wielodzietnych. Skoro korzystają, darmozjady, to niech płacą! Niestety, tu minister finansów stchórzył.
Na szczęście są inne sukcesy na polu rodzinno-małżeńskim. Pisaliśmy niedawno w „Rzeczpospolitej", że osoby korzystające z ulgi odsetkowej, które wpadły na głupi pomysł wzięcia ślubu z kimś, kto korzystał z innych ulg budowlanych, zdaniem fiskusa muszą... stracić swoją ulgę. I bardzo dobrze! Powinna być jakaś kara za porzucenie optymalnego stanu wolnego.
Takich przykładów jest więcej – ale właśnie wykuł się nowy pomysł. Naprawdę dobry! Okazuje się, że odbierane jest prawo do wspólnego rozliczenia z dzieckiem rodzicom, którzy je samotnie wychowują – np. po rozwodzie. Jeśli bowiem drugi rodzic spotka się ze swą latoroślą raz na ruski rok albo nie spotka się wcale, ale za to płaci alimenty, to zdaniem skarbówki nie ma mowy o żadnym samotnym wychowywaniu! Preferencje podatkowe się więc nie należą. Proponuję pójść dalej i zapisać wprost, że za wszelką pomoc babć i dziadków należy samotnych rodziców ukarać tak samo.