Mądre kraje walczą o ludzi. Robią tak Niemcy, Amerykanie, Australijczycy, Nowozelandczycy czy Brytyjczycy. Prowadzą politykę, której celem jest przyciągnięcie najzdolniejszych i najbardziej wykształconych. Z tej perspektywy Polska nie wydaje się mądra. Nie dość, że bezrefleksyjnie pozbywamy się naszych obywateli, to jeszcze nie prowadzimy niemal żadnej polityki imigracyjnej.
Garść danych. W ciągu ostatnich 12 lat nadaliśmy obywatelstwo polskie zaledwie 31 tys. osób. Przyznajemy, w przeliczeniu na liczbę mieszkańców, najmniej paszportów wśród wszystkich krajów UE. Dla porównania tylko w 2011 r. Wielka Brytania naturalizowała 178 tys. osób, Francja i Hiszpania po 115 tys., a Niemcy – 110 tys. Nasza akcja repatriacyjna to spektakularna porażka. Dotąd udało się ściągnąć do kraju niespełna ?5 tys. osób. W Polsce pracuje ?ok. 200 tys. Ukraińców. Zamiast zachęcać ich do osiedlenia, piętrzymy przed nimi trudności.
Ale jest światełko w tunelu. Są nim przepisy ułatwiające osiedlanie się nad Wisłą. Jak piszemy dzisiaj w „Rzeczpospolitej", zostały one ciepło przyjęte przez cudzoziemców. Dobrze, że w ogóle się pojawiły, ale nie wydaje się, by odpowiadały potrzebom. Konieczne są działania znacznie odważniejsze. Można na przykład z dnia na dzień wprowadzić przepisy umożliwiające legalizację wybranych cudzoziemców. I niech nikt się nie oburza, że będziemy sobie wybierać, kto może się osiedlić w Polsce. Mamy do tego prawo, bo to jest nasz interes – poprawność polityczną zostawmy więc na boku. Lepiej, by nad Wisłą osiedlali się bliscy nam kulturowo Ukraińcy, niż mieszkańcy na przykład Bliskiego Wschodu czy krajów Maghrebu. Lepiej też przyjmować do siebie młodych, zdrowych i wykształconych. Tak robią mądre kraje i nikt się z tego powodu nie gniewa.
Bitwa o ludzi – to nowoczesna wojna, jaka się toczy w starzejących się rejonach naszego globu. Należy do nich Europa. Ci, którzy ją wygrają, zyskają dodatkową siłę, witalność i perspektywy rozwoju. Na razie w tej walce przegrywamy na wszystkich frontach. Czas na refleksję i na zmiany.