Ukaranie biegłego ze sprawy strzelaniny w Magdalence przypomina zapominaną zasadę, bez której nie może funkcjonować wymiar sprawiedliwości.
Chodzi o karę 7 tys. zł, jaką w piątek warszawski Sąd Okręgowy nałożył na biegłego, byłego antyterrorystę Pawła M., który po raz kolejny nie stawił się na proces trzech byłych policjantów oskarżonych o nieprawidłowości w akcji zatrzymania bandytów w Magdalence w 2003 r. Zginęło w niej dwóch antyterrorystów, a kilkunastu zostało rannych. Biegły od listopada nie odbierał wezwań do sądu, za to poinformował go, że nie stawi się na rozprawę, ponieważ wybiera się do Holandii, gdzie wraz z prezydentem RP i królem Niderlandów będzie uczestniczył w obchodach rocznicy desantu na Arnhem – by oddać skok spadochronowy upamiętniający operację Market-Garden.
– Nie przyjmujemy tego usprawiedliwienia – powiedziała sędzia, uzasadniając orzeczenie o ukaraniu biegłego.
To trafna decyzja. Brak respektu dla prawa, który wielu w Polsce nie bez racji boli, to także mało poważne podejście do obowiązków świadka. Ci nieraz pod byle pretekstem odmawiają zeznań albo fałszywie zeznają, a sąd nie informuje o tym prokuratury. Doszło do tego, że w potocznym przekonaniu świadek to jakby nie dowód, a jeśli już, to drugorzędny.
Rola biegłego jest podobna, z tym że ten dostarcza sądowi tzw. wiadomości specjalnych, bez których większość niebanalnych procesów nie mogłaby się odbyć.