Poczynając od lat 90., pomysłów, projektów, modeli i konstrukcji systemu pomocy prawnej było co niemiara, a kręcący się wokół ministerstwa eksperci zrobili na nich kariery naukowe i sposób na życie. Była pomoc świadczona za pośrednictwem kancelarii, przy ośrodkach pomocy społecznej, bony, talony itd. A wszystkie ambitne plany i koncepcje zawsze kończyły się tak się samo: rozbijały się o mur równowagi budżetowej i stanowcze „nie" ministra finansów, który odmawiał pieniędzy na całe przedsięwzięcie. W efekcie nie wychodziły poza dziesiątki sympozjów, konferencji i akademickich dyskusji.
Nowy minister sprawiedliwości Cezary Grabarczyk również postanowił pójść drogą poprzedników, zapowiadając już po kilku dniach urzędowania budowę systemu bezpłatnej pomocy prawnej. Według koncepcji ministra powinien być tworzony we współpracy z samorządami.
Minister przyznał też, że stworzenie systemu bezpłatnej pomocy prawnej będzie wymagało pieniędzy, czyli – jak mówił – pewnych przesunięć w budżecie. Według wyliczeń na uruchomienie punktów pomocy prawnej potrzebnych jest 200 mln zł i ministerstwo zaczęło ich szukać. „Pewnych konkretów co do tego projektu" należy się spodziewać na początku przyszłego roku.
Za misję i ambitne plany nowego ministra szczerze trzymam kciuki, coś mi się jednak wydaje, że i tym razem cała praca nad projektem sprowadzi się do akademickich gorących dyskusji, rozbije o budżetowy mur i kończącą się kadencję Sejmu.
Może zatem należy zmienić strategię i ekspertów, aby system mógł wreszcie ruszyć? Dostosować model do realiów budżetowych, a nie odwrotnie? Może ktoś znajdzie na to sposób?