Gdzie szukać przyczyn, że stanowione prawo ma tyle mankamentów?
Po pierwsze – w ogromnej liczbie nowych aktów prawnych. Tylko w tym roku parlament uchwalił ok. 200 ustaw, które rząd i ministrowie obudowali 1,7 tys. rozporządzeń wykonawczych. W takiej masówce trudno o jakość.
Po drugie – w uleganiu interesom grupowym (lobby), kosztem innych grup.
Po trzecie – w braku wyobraźni. Można było to zauważyć np. podczas wprowadzania e-sądu, wygodnego dla firm windykacyjnych i masowych dostawców usług, a opresywnego dla dłużników z przedawnionymi długami. Inny przykład to zamieszanie z likwidacją małych sądów. Formalnie minister sprawiedliwości mógł je przekształcić rozporządzeniem, ale przecież nie miał poparcia w parlamencie i po kilku miesiącach jego reforma – tak drażliwa dla środowiska sędziowskiego – upadła.
Po czwarte – w instrumentalizacji procedury legislacyjnej: wiele projektów rządowych zgłoszono następnie jako poselskie (PO), z argumentacją, że to szybsza ścieżka. Już samo to, że projekty rządowe są dłużej rozpatrywane niż poselskie jest patologią. Dodatkowo jednak można się tu dopatrzyć chęci piarowego wykorzystania przedsięwzięcia legislacyjnego przez posłów.