Kobieta otrzymała ze szpitala w Gällivare w Norlandii leki do przeprowadzenia farmakologicznej aborcji (zazwyczaj pierwszą tabletkę bierze się w szpitalu, a następne w domu). Z niewyjaśnionych przyczyn leki nie zadziałały, a do tego szpital zapomniał wezwać ją na wizytę kontrolną. Dopiero długo później, bo w 21. tygodniu, odkryto, że pacjentka nadal jest brzemienna. Wówczas oddział ginekologiczny szpitala zwrócił się do Krajowego Zarządu Zdrowia i Opieki Społecznej z zapytaniem, czy może przeprowadzić późną aborcję. W Szwecji kobieta ma bowiem prawo przerwać ciążę do 18. tygodnia bez podawania powodu. W przypadku ciąży powyżej 18. tygodnia przyzwolenie na aborcję wydaje specjalna komisja zarządu zdrowia. Dzieje się tak, gdy istnieją ku temu szczególne, psychosocjalne przyczyny lub jeżeli dziecko ma poważne wady wrodzone. Gdy te wystąpią, akceptuje się w zasadzie wszystkie wnioski o aborcję.
Na skutek różnych okoliczności procedura związana z zabiegiem w norlandzkim szpitalu się przedłużyła. Do aborcji przystąpiono, gdy kobieta przechodziła już w ciąży 22 tygodnie i trzy dni. Według prawa tak późne usuwanie ciąży jest zaś zabronione. Uważa się bowiem, że dziecko wtedy ma szansę na przeżycie poza macicą.
Dziecko w szpitalu Gällivare urodziło się za pomocą próżnociągu i według wniosku do inspekcji opieki zdrowia okazywało oznaki życia przez ok. 30 minut.
Pediatra i ordynator kliniki dziecięcej w Gällivare, która incydent zgłosiła, nie zna przebiegu wydarzeń z autopsji. Nie miała akurat tego dnia dyżuru w szpitalu. Była tam zaś tego dnia, gdy Zarząd Zdrowia i Opieki Społecznej zezwolił na przeprowadzenie zabiegu.
Z opowieści innych pracowników pediatra dowiedziała się, że po aborcji dziecko zawinięto w ciepłe ręczniki, położono na wysterylizowanym stoliku do pielęgnacji i pozostawiono samemu sobie, aż przestało oddychać. Nikt nawet nie próbował go reanimować. To nie jest w porządku – zauważa pediatra. Maleństwo powinno dostać środki przeciwbólowe i być trzymane w ramionach.