Adriana Smith była w dziewiątym tygodniu ciąży, gdy stwierdzono u niej śmierć mózgu, a ponieważ w stanie Georgia obowiązuje tzw. heartbeat law – prawo zakazujące aborcji od momentu, gdy daje się wykryć bicie serca płodu – nie można jej było odłączyć od aparatury podtrzymującej życie jej faktycznie martwego ciała (wiem, oksymoron), żeby dać szansę nienarodzonemu dziecku. Ostatecznie dziecko urodziło się przez cesarskie cięcie w szóstym miesiącu ciąży, a rodzice Adriany mogli wreszcie pochować swoją córkę.
Czytaj więcej
Andrzej Duda: „Co trzeba będzie zrobić, jeżeli kiedykolwiek wróci uczciwa i rzetelna władza w Pol...
Adriana Smith to nie wyjątek. W Polsce również zdarzają się przypadki „ciąż pośmiertnych”
Przypadek Adriany Smith nie jest wcale wyjątkowy, także w Polsce mieliśmy przecież przypadki „ciąży pośmiertnych”, gdzie nieżyjąca już matka przez wiele tygodni pełniła rolę (nie)żywego inkubatora dla swojego nienarodzonego dziecka. Postęp medycyny pozwala nieskazywać dziecka na śmierć tylko dlatego, że umarła jego matka. Czy to jest kontrowersyjne? Dla lewicy, jak widać, bardzo. Dużo bardziej niż przerwanie ciąży na tyle zaawansowanej, że aborcja kończy się żywym urodzeniem dziecka zdolnego do samodzielnego życia poza organizmem matki, i lewica ma dylemat – dobić dzieciaka zastrzykiem w serce, czy poczekać aż sam się udusi i umrze. „Na świecie jest różnie. Inaczej we Włoszech, inaczej w Szwecji, gdzie się płodów z oznakami życia nie ratuje, tylko czeka, aż przestaną oddychać – tłumaczyła niedawno inna lwica lewicy Anna Maria Żukowska, dopytywana, co powinni robić lekarze, jeśli abortowane dziecko będzie na tyle silne, że przeżyje własną aborcję. Tak, przypadki dzieci urodzonych „w wyniku” aborcji też już w Polsce mieliśmy. Jeśli dobrze pamiętam, jedno z takich dzieci umierało potem w strasznych męczarniach przez ponad miesiąc. Najwyraźniej jednak lewica ma mniejszy problem z okrutną śmiercią dziecka z zespołem Downa, skazanego przez dodatkowy chromosom na powolną agonię, niż z czteromiesięcznym odroczeniem pogrzebu Adriany Smith, która i tak nic już nie czuła, bo dawno nie żyła.
Jeśli państwo wykorzystuje instrumentalnie martwe ciało Adriany Smith, robi to, przynajmniej próbując ratować życie dziecka, przeciwko któremu występuje Biedroń w obronie rzekomo zagrożonej godności zwłok.
Biedroń lamentuje, że państwo zdecydowało „bez zgody, bez pytania” o wykorzystaniu ciała matki w charakterze inkubatora jej dziecka, ale kogo właściwie państwo miałoby pytać o zgodę na zabicie dziecka, jeśli z oczywistych względów nie może o to zapytać samej matki? Czy w sprawie – dosłownie – życia i śmierci dziecka na pewno przesądzać powinno to, że rodzice jego matki chcieli jak najszybciej pochować jej dawno martwe ciało? Trudno mi przyznać bezwarunkowe prawo do dysponowania życiem własnego wnuka przez rodziców Adriany Smith, tym bardziej że doskonale pamiętam jak nie tak znowu dawno rodzicom Alfiego Evansa skutecznie odmówiono prawa do decydowania o życiu własnego dziecka i to państwo zadecydowało, żeby je odłączyć od aparatury podtrzymującej życie. Ku ogromnej satysfakcji tych samych środowisk, które dzisiaj pieklą się, że państwo śmie decydować o życiu innego dziecka. Najwyraźniej lewicy się jakoś spina wizja świata, w którym to państwo decyduje o odłączeniu dziecka od aparatury podtrzymującej życie wbrew woli jego rodziców, ale jednocześnie nie może decydować od nieodłączeniu od takiej aparatury zwłok kobiety, nawet jeśli to mogłoby uratować życie jej dziecka.