19 września weszła w życie ustawa, która zakłada możliwość zrzeczenia się immunitetu w sprawie wykroczeń drogowych m. in. posłów, senatorów i prokuratorów. W toku prac sejmowych (w drugim czytaniu) analogiczne rozwiązanie wprowadzono także dla sędziów. Na nic zdały się cierpliwe tłumaczenia prawniczych ekspertów, parlamentarzyści byli już ogarnięci przedwyborczą gorączką i głosowali za prawem sprzecznym z konstytucją.
Możliwości zrzeczenia się immunitetu przez jego posiadacza, zwłaszcza w sprawach o wykroczenia drogowe, spotkała się na ogół z przychylnym przyjęciem opinii publicznej, mediów i samych zainteresowanych środowisk. Przeważały opinie, że wreszcie skończy się epoka świętych krów ukrywających się za immunitetem, a w najlepszym razie za długotrwałą procedurą uchylania immunitetu, tak jak parlamentarzyści.
Już lepszy mandat
Przy okazji pojawiły się w mediach opinie, że spośród osób objętych immunitetem sędziowie najczęściej popełniają wykroczenia drogowe, co jest jednak pewnym przekłamaniem statystycznym. Biorąc bowiem np. pod uwagę liczbę sędziów (ponad 10 tys.) i parlamentarzystów (560), przeciętny sędzia popełnia wykroczenia drogowe trzykrotnie rzadziej od przeciętnego parlamentarzysty, aczkolwiek ze smutkiem trzeba stwierdzić, że i tak liczba tych zdarzeń drogowych z udziałem sędziów jest zbyt duża. Środowisko sędziowskie, zwłaszcza sędziowie skupieni w Stowarzyszeniu Iustitia, generalnie nie ma nic przeciwko umożliwieniu sędziom przyjęcia mandatu karnego za wykroczenia drogowe (oczywiście w sytuacjach niespornych).
Taka możliwość byłaby w większości przypadków jak najbardziej korzystna dla sędziów. Mało która bowiem z osób postronnych zdaje sobie sprawę, że regulacje dotyczące wykroczeń popełnianych przez sędziów wcale nie prowadzą do ich bezkarności. Za popełnione wykroczenie może bowiem grozić sędziemu odpowiedzialność dyscyplinarna, a ta wiąże się z dodatkowymi konsekwencjami – przede wszystkim wydłuża o trzy lata okres oczekiwania na kolejną stawkę awansową.
Konsekwencje tego są nader dotkliwe, bo w ten sposób już do końca kariery ukarany sędzia będzie otrzymywał stawki awansowe o trzy lata później niż jego niekarani koledzy z takim samym stażem. W rezultacie koszt popełnienia wykroczenia drogowego, które spotka się z następstwem w postaci kary dyscyplinarnej, może sięgnąć kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych w ciągu całej kariery sędziowskiej.