Kontradyktoryjny proces karny obowiązuje od 1 lipca 2015 r. Wkrótce, tj. w kwietniu, sprawy nie będą już prowadzone na jego zasadach. Tylko te już rozpoczęte obejmą obecne przepisy. Z sądów i prokuratur dochodzą sygnały, że w wielu zapanował zastój. Jakby czekano na zmianę przepisów. To może oznaczać kolejne wydłużenie procesów.

Adwokaci skarżą się np., że nie wszystkim sądom odpowiada bycie arbitrem. Przykład? Adwokat, pełnomocnik pokrzywdzonego na etapie postępowania przygotowawczego, prosi o wgląd do akt, bo chce być aktywnym uczestnikiem postępowania. Prokuratura i sąd konsekwentnie odmawiają. Wygląda więc na to, że czekają na odwrót reformy procesu karnego i powrót do sądzenia na starych zasadach. Problem w tym, że te zasady nie będą całkiem stare, ale pomieszane. Z jednej strony należy krytykować organy ścigania i wymiar sprawiedliwości, że nie korzystają z przepisów, które mają. Z drugiej trudno im się dziwić i ganić za brak entuzjazmu. To, co robią w tej chwili, może za kilka miesięcy rzutować kolejnymi, niepotrzebnymi obowiązkami. Całkiem bowiem prawdopodobne, że na wiosnę na jednej wokandzie ten sam sędzia prowadzący kilka procesów każdy poprowadzi na podstawie innych przepisów. I nie dotyczy to jedynie roli, jaką sędzia odgrywa na sali rozpraw. Czy jest bierny jak w procesie kontradyktoryjnym, czy aktywny jak w inkwizycyjnym. Każda procedura ma swoje rozwiązania dotyczące praw i obowiązków tak oskarżonych, jak i pokrzywdzonych. Coraz łatwiej więc będzie o proceduralny błąd, a w konsekwencji uchylenie wyroku. Wina wprawdzie spadnie na sędziego, ale zapłaci za nie obywatel. I to nie tylko dosłownie (finansowo), ale też czasem, który stracił na załatwienie swojej ważnej życiowej sprawy.