Zawsze uprawiałem naukę; polityką zająłem się tylko dlatego, że chcę ratować cywilizację. Gdy statek w niebezpieczeństwie, trzeba z młotkiem łatać dziury w dnie, choćby było się np. filozofem. Proszę więc nie traktować poniższego jako wypowiedzi politycznej.
Nie jestem ani pro- ani anty-szczepionkowcem. Ale uważam, że każdy powinien decydować o szczepieniu swoim i swoich dzieci. Zarówno zaszczepienie jak i niezaszczepienie niesie za sobą pewne ryzyko. Państwo nie jest jednak właścicielem niewolników, by decydować za nich w sprawach ich życia i zdrowia. A tłumaczenie, że „osoba niezaszczepiona może zachorować i potem zarazić inne" jest bez sensu, bo zarazić mogą się jedynie osoby niezaszczepione. Oczywiście zakładając, że szczepionki chronią przed chorobą.
Jeśli uczeni robią eksperyment na jakiejś populacji, to przeprowadzają go jedynie na jej części; tylko wtedy można bowiem sprawdzić, jakie są skutki eksperymentu. Ludzie nie chcący się szczepić stanowią taką właśnie grupę kontrolną; zwolennicy tezy, że szczepienia są korzystne, powinni wychwalać tych, co kosztem swego zdrowia gotowi są służyć za króliki doświadczalne. Tylko dzięki nim będziemy mogli przecież zbadać, czy szczepienia są rzeczywiście korzystne – czy nie. Domaganie się przez zwolenników szczepień, by wszyscy zostali zaszczepieni, wygląda jak próba zlikwidowania grupy kontrolnej, by nie można było sprawdzić prawdziwości ich twierdzeń. Jest ciekawe, że ludzie nie chcący stosować elementarnych metod naukowych uważają się za wyznawców nauki usiłujących narzucić racjonalne zasady ciemnemu ludowi.
Szkodliwe lub bardzo szkodliwe skutki szczepień mogą wyjść na jaw dopiero po kilkudziesięciu latach od zaszczepienia – np. w formie bezpłodności zaszczepionych. Sytuacja populacji szczepionych i nieszczepionych nie jest tu jednak jednakowa: wiemy z doświadczenia, że populacje niezaszczepione potrafiły przeżyć dziesiątki tysięcy lat – natomiast nie istnieje nawet jedno pokolenie populacji, w których wszyscy byli zaszczepieni. Nie znamy więc skutków długofalowych. Np. (to sprawa mało ważna!) efektem powszechnych szczepień na ospę wietrzną może być za kilkanaście lat epidemia półpaśca. Dzieci przechodzą ospę wietrzną łagodnie – półpasiec jest dla dorosłych groźny. W każdym razie w sytuacji, gdy połowa populacji jest zaszczepiona, a połowa nie, mamy gwarancję, że połowa przeżyje - albo epidemię albo katastrofę, która dotknęłaby osoby zaszczepione.
Antyszczepionkowcy powołują się na przypadki, gdzie szczepionka zaszkodziła szczepionemu (najchętniej dziecku). To może być prawdą lub nie – ale jest bez większego znaczenia w dyskusji systemowej, gdzie mówimy o zagrożeniu całej populacji. A zagrożeniem dla populacji nie jest to, że zemrze jej część; jest to selekcja naturalna, dzięki której populacja dopasowuje się do rzeczywistości. Zagrożeniem jest utrata odporności.