Deglomeracja: nie tylko stolica

Deglomeracja weszła na polityczne salony i jak często bywa ze złożonymi ideami, redukuje się ją do prostego hasła, sugerując jej absurdalność – twierdzi publicysta.

Aktualizacja: 23.01.2019 21:38 Publikacja: 23.01.2019 18:12

Deglomeracja: nie tylko stolica

Foto: Adobe Stock

Dziś deglomerację należy postrzegać nie przez pryzmat efektów, jakie ma przynieść, ale powodów, które sprawiają, że jest potrzebna, czyli przede wszystkim rosnących nierówności między regionami, a także między metropoliami i otaczającą je „prowincją". Efektem tych procesów są rozlewające się w niekontrolowany sposób miasta, zakorkowane i spowite smogiem. W tym samym czasie miasta średniej wielkości wyludniają się, a ich utrzymanie z roku na rok generuje coraz większe koszty. To tylko rachunek ekonomiczny, a przecież jest jeszcze społeczny. Ten wskazuje nam, że mieszkańcy miast średnich w większym stopniu – co pokazywały już wybory prezydenckie 2015 r. – preferują przedstawicieli antyestablishmentowych. Wybory samorządowe potwierdziły, że nastroje miast średnich rozjeżdżają się z nastrojami w dużych miastach, co w dłuższej perspektywie powiększać będzie społeczną polaryzację.

Nie tylko autostrady

Rafał Trzeciakowski z Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR) w jednej z analiz zauważał, że deglomeracja spowolni rozwój Warszawy i osłabi jej międzynarodową konkurencyjność.

Stwierdza również, że przeniesienie urzędu do małego miasta nie zmieni fundamentalnych korzyści wynikających z rozwoju dużych ośrodków miejskich. Problem jednak w tym, że liczący 350 tysięcy mieszkańców Lublin, posiadający pięć uczelni wyższych, a za chwilę również trasę szybkiego ruchu i zmodernizowaną trasę kolejową, nie ma na swoim terenie urzędu centralnego. Podobnie jak połączona już od dawna autostradą z większymi miastami Łódź, która wciąż traci mieszkańców. A jak wskazuje przykład Radomia i Kielc, które po reformie samorządowej zamieniły się miejscami w drabinie rozwoju, sama funkcja miasta ma znaczenie dla jego rozwoju.

Jajko czy kura

Co więcej, nawet urzędy centralne posiadające delegatury na obszarze województwa mazowieckiego utrzymują je także w Warszawie. Poziom centralizacji Polski i przewaga stolicy nad innymi miastami, nawet metropolitalnymi, jest gigantyczna. Nic więc dziwnego, że przenoszenie urzędów wojewódzkich czy nawet delegatur urzędu marszałkowskiego do miasta średniego, jak zaproponowaliśmy marszałkowi województwa małopolskiego z końcem 2018 roku jako Klub Jagielloński, napotykają silny opór. Powoływane nowe instytucje, takie jak rzecznik małych i średnich przedsiębiorców, automatycznie lokowane są w Warszawie, a nie w Gdańsku czy Krakowie.

Rozmowa o deglomeracji przypomina dyskusję o tym, co było pierwsze – jajko czy kura. Jarema Piekutowski na łamach „Nowej Konfederacji" pisał niedawno, że „wzmocnienie małych i średnich miast w Polsce jest konieczne. Jednak potrzebny jest im przede wszystkim rozwój infrastruktury i edukacji". Oczywiście, że tak!

Trudno jednak, żeby posłowie żyli problemami 75-tysięcznego Lubina, do którego kolej jeszcze nie zawitała, skoro nikt z warszawskich decydentów przez lata nie widział tego problemu na swoim radarze. Lokowanie nawet niewielkich urzędów czy delegatur z dala od centrum może towarzyszyć namysłowi nad potrzebą dobrego skomunikowania „prowincji" i zorganizowania dla nich zaplecza.

Diabeł tkwi w szczegółach

Całe wyzwanie, jakim jest deglomeracja, zasadza się na pytaniu, czy polskie państwo jest na tyle dojrzałe instytucjonalnie, aby idee deglomeracji, czyli de facto świadomego planowania gospodarki przestrzennej kraju, przeprowadzić w sposób optymalny do zdiagnozowanych już wyzwań rozwojowych, przed którymi stoimy. Cieszy więc pewna powściągliwość, z jaką hasło deglomeracji przedstawiał prezydent Chełma Jakub Banaszek na konwencji Porozumienia Jarosława Gowina w Krakowie. Zapowiedział powołanie zespołu ekspertów, stawiając nacisk na mądre przeprowadzenie procesu. Deglomeracja bowiem ma prosty cel, jednak sposób jej przeprowadzenia zależy od wybranej strategii. Ta może być wizjonerska i przyszłościowa, a także populistyczna i szkodliwa. Ryzyko populizmu nie powinno jednak zwalniać z obowiązku odważnego myślenia o sprawiedliwszym terytorialnie modelu rozwoju Polski.

Autor jest rzecznikiem prasowym Klubu Jagiellońskiego

Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę