W ostatnim czasie głośno było o mobbingu w szkołach aktorskich i teatrach. Słysząc o kolejnych patologiach, przemocy i prześladowaniach, można dojść do wniosku, że wielu ludzi jest po prostu złych z natury – uwielbiają krzywdzić innych. Trudno znaleźć określenie, które adekwatnie opisze patologie związane z mobbingiem, przemocą wymierzoną w ludzi słabszych na jakiejś płaszczyźnie (fizycznej, psychicznej, statusowej itp). Zastanawiając się nad funkcjami języka, można zauważyć, że język polski jest szczególnie zasobny w różnego rodzaju synonimy, czyli różne słowa określające tę samą rzecz, oraz homonimy, czyli jedno słowo oznaczające różne rzeczy. Inną ciekawostką jest fakt, że nasz język ewoluuje – słowa zmieniają swoje pierwotne znaczenie, zyskując nowy kontekst.
Język ma przede wszystkim komunikować to, co bez niego byłoby niemożliwe do określenia, wypowiedzenia. Jest też nierozerwalnie związany ze światem emocji. Może służyć bardzo złym, jak i bardzo dobrym celom. Jednak jego sposób użycia zależy od nas samych. Przykładowo chyba nie ma czegoś piękniejszego niż mama tuląca niemowlę, która ciepłym głosem mówi: „Jesteś dla mnie, najważniejszy/najważniejsza, bardzo cię kocham”. Zupełną odwrotnością jest język nienawiści, pogardy, który bardzo często cechuje zradykalizowane grupy, niezależnie od światopoglądu: agresywnych nacjonalistów, wściekłe feministki, postkomunistów, sekciarzy i nienawistnych fanatyków religijnych, a czasem zwyczajnych ludzi.
Język kształtuje bowiem rzeczywistość. Jeżeli nie ma w jego zasobie określenia na daną rzecz lub zjawisko, to w pewnym sensie nie istnieje ono w świadomości zbiorowości, która posługuje się danym „wybrakowanym” o tę kategorię językiem. Ogólnie mówiąc, język powinien służyć dobru społecznemu. Zachowania patologiczne powinny być piętnowane, ponieważ rozbijają spójność społeczną, są ukierunkowane na niszczenie prawidłowo działającej struktury społecznej. W związku z tym warto w sposób pozytywny kształtować język, aby przestał być domeną oprawców, a zaczął działać na rzecz ofiar.
W tym kontekście szczególnie zainteresował mnie wyraz „ciota”. Według Słownika Języka Polskiego pojęcie to ma różne znaczenia: 1) posp. „z niechęcią o kobiecie”, 2) posp. „homoseksualista”, 3) posp. „miesiączka”. Oczywiście są także inne potoczne znaczenia tego słowa. Najczęściej oznacza ono transseksualistę albo nieudacznika. To słowo powinno jednak opisywać człowieka, który dla zabawy, z powodu własnych kompleksów znęca się nad słabszymi – mobbera, stalkera, bandytę czy zwykłego łobuza. W nowym znaczeniu „ciota” to prześladowca, człowiek dokuczający osobom słabszym. I taka jest adekwatna forma użycia tego słowa. Chodzi o to, żeby piętnować poprzez dosyć mocne określenie takie wyjątkowo antyspołeczne zachowania. Przykładowe nagłówki gazet, bazujące na nowym znaczeniu tego słowa, brzmiały by tak: „Para homoseksualistów napadnięta przez grupę homofobicznych, neonazistowskich ciot przebywa w szpitalu”. Albo: „Ksiądz pobity przez antyklerykalne cioty walczy o życie” lub: „Wyznanie prześladowanego ucznia – wybaczam ciotom, które gnębiły mnie w szkole”.
W tej sytuacji każdy może być „ciotą” m.in. pseudokibice atakujący inną grupę, służby specjalne PRL-u zwalczające opozycję, prześladowcy szkolni czy mężczyźni znęcający się nad swoimi partnerkami. „Ciotowanie” to z kolei neologizm dotyczący znęcania się w sieci czy w realu nad osobami słabszymi. To inaczej prześladowanie, gnębienie człowieka. Oczywiście „ciotami” są także ludzie znęcający się nad zwierzętami. Do „cioterskich” zachowań wobec zwierząt należą: bicie, strzelanie do nich, więzienie ich, niehumanitarne zabijanie w celach rzeźnych, a także świadome głodzenie i brak opieki.