Zagadnienia bezpieczeństwa w Polsce nie powinny być zakładnikiem wewnętrznych sporów politycznych. Ale debata na temat tarczy antyrakietowej przypomina utarczkę między partiami, w której bardziej niż o racje merytoryczne chodzi o pogrążenie oponenta. Szermuje się argumentami „twardej” polityki wobec Amerykanów przeciw „polityce kompleksów”. Z drugiej strony płyną oskarżenia o narażanie sojuszu z USA. Mówi to więcej o temperaturze konfliktu niż o szansach i zagrożeniach związanych z udziałem w projekcie. Tymczasem decyzja o polskim w nim udziale powinna zostać podjęta po analizie strategicznych konsekwencji przyjęcia systemu. Rzeczowa dyskusja jest dziś łatwiejsza, ponieważ NATO oceniło system pozytywnie. Rosja zaś, mimo werbalnych sprzeciwów, pogodziła się z nieuchronnością projektu.
Realizowany przez USA system obrony przeciw rakietom dalekiego zasięgu świadczy o zmianie w myśleniu o bezpieczeństwie. Nowe zagrożenia tworzą fundamentalistyczne grupy terrorystyczne, a nie państwa prowadzące obliczalną politykę. Na Bliskim Wschodzie wzrosło znaczenie partii religijnych prezentujących nową logikę w polityce zagranicznej. Nie jest ona nastawiona na interes państwa, lecz na realizację mesjanistycznego celu. Ich wpływ na politykę takich krajów jak Iran czy Pakistan może wywołać trudne do przewidzenia skutki.
Ponadto rozprzestrzenienie technologii jądrowej i podjęcie prac nad przenoszeniem ładunków na średnie i dalekie odległości przez niektóre kraje (Iran, Pakistan, Korea Północna) tworzą zagrożenia, którym nie można się przeciwstawić tradycyjnymi metodami. Dlatego stworzenie systemu obrony przed atakiem rakietowym jest rozwiązaniem wartym wsparcia.
Dzięki objęciu amerykańską tarczą terytorium Europy powstanie grupa państw o podwyższonych standardach bezpieczeństwa. W jej ramach USA, jako państwo kontrolujące system, będzie miało przewagę strategiczną. Doprowadzi to do wzmocnienia roli USA jako gwaranta bezpieczeństwa na Starym Kontynencie. Będzie to uwzględnione w strategii obronnej krajów europejskich. Związek Europy z USA zostanie pogłębiony, co z polskiego punktu widzenia jest pozytywne.
Interesy Waszyngtonu i Warszawy w dużej mierze pokrywają się w Europie. Stanom Zjednoczonym, podobnie jak Polsce, zależy, aby Unia nie ograniczała pola manewru wobec Rosji poprzez silniejsze uzależnienie się od niej w dostawach surowców energetycznych. Amerykanie, budując ropociąg Baku – Tbilisi – Ceyhan, dowiedli, że robią więcej dla dywersyfikacji źródeł energii w Europie niż Bruksela. Waszyngton wiele razy dawał też do zrozumienia, iż negatywnie patrzy na pogłębianie niemiecko-rosyjskiego partnerstwa energetycznego kosztem interesów Europy Środkowej.