Totalna wojna polityczna

Strategia opozycji totalnej, którą stosuje PiS, może zbudować, zamiast oczekiwanego ruchu sprzeciwu wobec rządu Platformy, potężny elektorat niechętny partii Jarosława Kaczyńskiego – pisze Joanna Lichocka

Aktualizacja: 08.08.2008 10:58 Publikacja: 08.08.2008 03:00

Totalna wojna polityczna

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Gdy Stefan Niesiołowski w imieniu Sejmu składał w rocznicę wybuchu powstania warszawskiego wieniec pod pomnikiem Gloria Victis na Powązkach, rozległo się trochę gwizdów. Wicemarszałek przywołał uśmiech na twarz, ale dopiero za chwilę czekało go doświadczenie nie do pozazdroszczenia. Po odejściu spod pomnika trzeba było kilkadziesiąt metrów przejść alejką, po obu stronach której za barierkami stał tłum warszawiaków. Niesiołowski szedł więc, a każdemu jego krokowi towarzyszyły okrzyki: „zdrada” oraz „wstyd”. Potem wicemarszałek Sejmu we właściwym sobie stylu ogłosił, że „dziękuje bojówkom PiS, że go nie opluły”, ale myślę, że doświadczenie to jednak musiało na polityku zrobić wrażenie.

Warszawiacy – bo to oni właśnie przychodzą co roku 1 sierpnia na Powązki – nie są jednak „wyjącym tłumem”, jak chce „Gazeta Wyborcza”, ani „bojówkami PiS”, jak utrzymuje Platforma. Akurat w tamtym miejscu zwykle pojawiają się powstańcy warszawscy, ich rodziny i przyjaciele, dzieci i wnuki. Ci, którzy bez względu na to, czy państwo o to dbało czy nie, pamiętali o powstaniu, jako o jednym z najważniejszych, konstytuujących Polaków wydarzeń. I swoją obecnością na Powązkach dawali temu świadectwo.Nie sposób ich zakwalifikować do żadnej partii, z całą pewnością jednak można napisać, że łączy ich docenienie takich wartości, jak patriotyzm, tradycja, naród. Usłyszeć „zdrada” i „wstyd” od tych ludzi musi być szczególnie ciężko.

To dlatego Niesiołowski wraz z całą Platformą uciekają się do takich określeń, jak „bojówki PiS” – trzeba zatrzeć miażdżące wrażenie. Szkoda, bo lepiej by było pewnie, zamiast obrażać warszawiaków, zdobyć się na refleksję – oto Platforma Obywatelska otrzymuje to, na co przez ostatnie kilka lat agresywnej retoryki zapracowała. Ludzie potraktowali Stefana Niesiołowskiego bez taryfy ulgowej, tak jak on traktuje swych przeciwników politycznych na co dzień.

Oczywiście może ktoś się upierać się, że na Powązkach zbiera w przeważającej części środowisko prawicowe, właśnie głosujące na PiS (choć to nieprawda i mnóstwo warszawiaków zaprzeczy temu kategorycznie), i że taka próbka nastrojów ulicy jest fatalna.

W ostatnich dniach miało jednak miejsce jeszcze jedno wydarzenie, nieopisane przez prasę. Otóż na tym samym placu Krasińskich, na którym odbywały się uroczystości rocznicowe powstania warszawskiego i gdzie zabrzmiało buczenie i parę gwizdów, gdy przemawiał Donald Tusk, tydzień wcześniej odbywało się widowisko multimedialne „Herbert – rekonstrukcja poety”.

Ciasno wypełniony plac Krasińskich gromadził tłum ludzi – młodą warszawską inteligencję. Gdy oficjalnie witano gości: przedstawicieli Sejmu, władz samorządowych i władz centralnych, przez plac przeszły gwizdy. I zaraz za nimi śmiech. Tak jakby obecni na placu wahali się przez chwilę, czy wygwizdać polityków czy wyśmiać.

Otóż z tych dwóch wydarzeń, oczywiście niereprezentatywnych socjologicznie, płyną jednak społeczne sygnały, które warto sobie uświadomić. Z władz centralnych, samorządowych czy przedstawicieli Sejmu się śmiejemy. Lub na nie gwiżdżemy. Pełnym głosem.

Kiedyś już tak było. Nie śmieliśmy się z nich ani nie gwizdaliśmy, ale nie chcieliśmy ich widzieć. W dniach żegnania Jana Pawła II politycy zniknęli z ekranów telewizorów. Nie było rządzących wtedy Aleksandra Kwaśniewskiego ani Marka Belki, ani Leszka Millera. Żałosny poziom moralny i etyczny życia politycznego z okresu rządów SLD – przez kontrast z tym, co przeżywali wtedy Polacy, był tak widoczny, że dotarł nawet do VIP-ów z Wiejskiej. Chwilę potem, w wyborach parlamentarnych, zostali zmieceni przez wyborców.

Polacy postawili na PiS i PO, i... wszyscy wiemy, co dostali. Zamiast PO – PiS i realizacji obietnic wspólnej przebudowy państwa, zafundowano nam swoistą wojnę domową, w której stawką są partykularne interesy i ambicje prezydenckie liderów. Zamiast przełomu, mamy już od trzech lat trwające gorszące widowisko, które niszczy nie tylko wszelkie szanse na poważne reformy, ale niszczy instytucje państwa i więzi społeczne.

W niedawnym wywiadzie dla „Dziennika” Grzegorz Schetyna, wicepremier i szef MSWiA, drugi po Tusku człowiek w Platformie, powiedział znamienne słowa: – Kontakt z PiS jest bardzo trudny. Panuje atmosfera czysto wojenna. PiS jest opozycją totalną. Takiego Sejmu, takiej agresji i nienawiści jeszcze nie było.

Zdaniem Schetyny dzieje się tak, bo partii Kaczyńskiego na tym zależy. – Kiedy nie będzie spoiwa w postaci agresji i języka wojny, w PiS zaczną się konflikty i rozłamy – mówił.

Schetyna wie, co mówi, bo dokładnie opisał nie tylko strategię PiS, ale też własnej partii z czasu, gdy to Platforma była w opozycji. Po zwycięstwie PiS w wyborach parlamentarnych i prezydenckich dla polityków PO stało się jasne, że nie mogą z silniejszym od siebie partnerem tworzyć koalicji. Że w takim wypadku nic nie będzie nie tylko z aspiracji do rządzenia na własnych wyłącznie warunkach, ale też z prezydenckich ambicji Donalda Tuska.

Już w dniu podania wyników wyborów decyzja w gronie liderów Platformy była ustalona – żadnej koalicji z PiS. Trzeba to było jednak jeszcze tak przeprowadzić, by wyborcy i członkowie partii sytuację zaakceptowali, by nie doszło do rozłamu, a przegrany Donald Tusk nie stracił pozycji w partii. Bardzo więc szybko ogłoszono swoisty koniec świata i zrobiono wszystko, by scenę polityczną tak spolaryzować, żeby porozumienie PO – PiS było w ogóle nie do pomyślenia.

Rozpoczynając od negocjacji przed kamerami, w których głównym przekazem Platformy było, że PiS upokarza ją swoimi propozycjami (PiS oferował połowę ministerstw i stanowisko marszałka Sejmu). Potem był marsz ulicami Warszawy pod hasłem „Jeszcze będzie normalnie”. A koalicja PiS z Samoobroną i LPR była już dla strategów Platformy łatwym pasmem sukcesów.

Argumenty, by negować wszystko, znajdowały się same, a media i elity, które jeszcze lepiej niż politycy PO rozumiały, że stało się „coś strasznego”, wspierały PO w roli totalnej opozycji. Czekano, aby – jak to ujął Lew Rywin w 2006 roku, gdy wychodził z więzienia warunkowo zwolniony – „ten cyrk w Polsce nareszcie się skończył”. Politycy Platformy byli tak zapamiętali w negowaniu każdego ruchu PiS (z wyjątkami jednak: głosowali za ustawami o likwidacji WSI i lustracyjną, co nie zmieniło faktu, że nawet te ustawy głośno kontestowali), że odrzucili razem z SLD wniosek o odebranie immunitetu posłance lewicy Małgorzacie Ostrowskiej.

Grzegorz Schetyna pewnie tego nie pamięta, ale wówczas Platforma ogłosiła, że wniosek prokuratury jest niczym innym jak politycznym zwalczaniem opozycji, i wraz z SLD bezpardonowo atakowała za prześladowanie opozycji i upartyjnienie działań Ministerstwa Sprawiedliwości. Że nie miało to nic wspólnego z rzeczywistością, a wniosek prokuratury był słuszny, politycy PO przyznali nazajutrz po głosowaniu, gdy uniemożliwili odebranie immunitetu posłance SLD. Nie zmieniło to w niczym strategii PO, która zaprowadziła polityków tej partii do porównywania działań służb specjalnych pod rządami PiS do Securitate czy Stasi.

Jeśli nawet w końcu Tusk zostanie prezydentem, jaki będzie prestiż tego urzędu po tym, co dziś mówią Stefan Niesiołowski czy Janusz Palikot?

Warto też przypomnieć awanturę, jaka trwała kilka dni, gdy PiS zdecydował się na kilka tygodni przed wyborami samorządowymi zmienić ordynację, by było możliwe blokowanie list wyborczych. PO wraz z SLD i PSL paraliżowały prace nad ustawą na każdym etapie – w komisjach i na posiedzeniach Sejmu. Przerwy, obstrukcja, wychodzenie z sali – używano wszelkich sposobów. Opozycja przymierzała się nawet do zwołania alternatywnych obrad Sejmu, „gdzieś na mieście”. Chodziło rzecz jasna o obronę demokracji.

Politycy PiS byli i są pod wrażeniem skuteczności negatywnej strategii Platformy, która przyniosła jej sukces wyborczy. Dlatego, jak się zdaje, po przegranych wyborach parlamentarnych liderzy PiS podjęli decyzję – działamy tak samo. Prawo i Sprawiedliwość od kilku miesięcy doskonali więc technikę twardej opozycji i, po początkowych wpadkach, różnych błędach, jest w tym coraz lepsze.

Bojkot TVN jest prawie niezauważalny, bo politycy tej partii i tak są stale w mediach, mówiąc językiem marketingu politycznego, event goni event. Awantury, codzienne konferencje prasowe coraz celniej punktujące rządzących to wypisz, wymaluj PO w czasach opozycji. Z jedną, za to poważną, różnicą – bez przyjaznych mediów, które chętnie i życzliwie przyjmują argumentację polityków i przekazują stanowisko opinii publicznej. Tym cieszyła się i cieszy Platforma, PiS nie może na to liczyć ani przez chwilę.

Dlatego to, co było skuteczne w strategii Platformy, może być całkowicie przeciwskuteczne dla PiS. Spory prowokowane przez PO były przedstawiane zawsze jako obrona demokracji. Gdy pod podobnymi hasłami chce występować PiS, nawet jeśli ma rację – jak w przypadku obrad Komisji Regulaminowej – jest to zawsze tylko awantura.

Wbrew temu, co we wczorajszej „Rzeczpospolitej” pisał Marek Migalski („PiS gra pressingiem”), ściągnięta z postępowania Platformy strategia opozycji totalnej może zbudować tym razem, zamiast ruchu sprzeciwu wobec rządu Platformy, potężny i trwały elektorat negatywny PiS. Zwłaszcza jeśli „dymieniu” nie towarzyszy żadna oferta merytoryczna. PiS nie ma gabinetu cieni, w każdym razie nic o nim nie słychać. Nie ma też propozycji pozytywnych, krytyce nie towarzyszy głośne i wyraźne ogłaszanie własnych rozwiązań w miejsce krytykowanych.

Starcie dwóch obozów wykluczające wszelkie niemal porozumienie i zakładające nawet łamanie obowiązujących standardów w życiu politycznym nie tylko wprowadza nastrój wiecznej wojny. Niszczy też zaufanie do instytucji państwa i prestiż urzędów. Zapewne lekkie zdziwienie musi budzić w politykach PO, gdy powtarzane przez nich w czasach opozycji slogany o „aresztach wydobywczych” dziś czasem wracają pod adresem obecnej władzy.

Walka polityczna kosztem prestiżu państwa trwa w najlepsze. Platforma Obywatelska walczy o zwycięstwo w wyborach prezydenckich dla Donalda Tuska, nie tylko dezawuując postępowanie Lecha Kaczyńskiego, ale też podważając kompetencje prezydenta jako takiego.

W tej strategii prezydent nie ma prawa wetować ustaw ani nie zgadzać się na przyznanie nominacji generalskich oficerom wskazanym przez MON. Prezydent nie powinien domagać się też informacji na temat zamierzeń rządu w sprawach bezpieczeństwa państwa, a gdy postępowanie ministra spraw zagranicznych budzi jego poważne wątpliwości, nie wolno mu zadawać twardych pytań. W tej optyce walki politycznej prezydent nie ma właściwie żadnych praw, prócz wręczania odznaczeń, i jest de facto zbędnym, szkodliwym elementem władzy państwowej.

Czy rzeczywiście o tak słaby, mało prestiżowy urząd warto zatem tak się bić, jak robi to PO? I, jeśli Donald Tusk w końcu go zdobędzie, co zostanie z prestiżu tego urzędu po tym, co dziś mówią Stefan Niesiołowski czy Janusz Palikot?

Wojna totalna, jaką mamy na scenie politycznej, poszerzyła katalog działań polityków o chwyty dotąd niestosowane. Agresja i absurdalne spory oderwane od rzeczywistych problemów Polaków stanowią element swoistego przedstawienia bardziej pasującego do historii z tabloidów niż poważnej polityki. Tabloidy, jak wiemy, są przez Polaków chętnie czytane. Potem jednak szybko lądują na śmietniku. Nie zdziwiłabym się, gdyby któregoś dnia wyborcy potraktowali tak i bohaterów historii, które są nam codziennie serwowane.

Trzeba już nazwać to, co wisi w powietrzu: jeśli tylko pojawi się szansa na stworzenie nowego ugrupowania, jeśli pojawi się jakaś nowa atrakcyjna oferta polityczna, Polacy z dużą ulgą mogą zechcieć potraktować i PO, i PiS tak, jak w 2005 roku potraktowali SLD.

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?