Unia bez ujawniania podziałów, Polska bez swarów, a Lech Kaczyński mówiący ludzkim głosem – to zaskakujące, ale korzystne efekty ostatniego szczytu europejskiego. Dla Polski pojawiła się szansa ucieczki z obrzeży do centrum polityki UE, dla prezydenta Lecha Kaczyńskiego – możliwość poprawy fatalnego wizerunku.
Wielką wartością ostatniego stanowiska Unii jest jednomyślność. Osłabiających wspólnotę różnic nie wywlekali na światło dzienne ani zwolennicy siłowej reakcji wobec Rosji, ani opowiadający się za niedrażnieniem niedźwiedzia. Bardzo się Rosja zawiodła, bo tradycyjnie planowała zagrać na tych podziałach.
Jest w tym zasługa również prezydenta Kaczyńskiego. Wielu osobom taka pochwała wydaje się niesprawiedliwa. Przecież zachował się tylko normalnie i byłoby znacznie lepiej, gdyby zawsze był normalny – argumentują. Trzeba jednak docenić, że zagryzł zęby i nie rugał publicznie unijnych kolegów z powodu odrzucenia forsowanego przez niego przed szczytem siłowego wariantu postępowania wobec Rosji. Dzięki temu uniknęliśmy międzynarodowego skandalu. To nie zachwyt, to wielka ulga.Sam prezydent na tym zyskał: zarówno w swoich małych gierkach krajowych o wpływy w polityce zagranicznej, jak i na scenie międzynarodowej. Tym razem nikt nie mógł ani jemu, ani Polsce przyprawiać gęby „nawiedzonego Europy, chorego z nienawiści do Rosji”.
Jedność wśród państw członków UE pokazuje, jak niewiele trzeba, by Europa zademonstrowała swą siłę i skuteczność. Daje wyobrażenie, jak ważnym politycznym aktorem światowej polityki stanie się UE, gdy wejdzie w życie traktat lizboński ułatwiający szybkie zajmowanie stanowiska bez konieczności dogadywania się z każdym. Dziś, kiedy tego mechanizmu jeszcze nie ma, niezwykle optymistyczne dla przyszłości UE jest to, że mimo różnic jednolite stanowisko po szczycie potrafili uszanować nie tylko Lech Kaczyński, ale także Silvio Berlusconi czy Gordon Brown.
Łatwo wybrzydzać, że Unia nie zdobyła się na nic poza słowami, które nie kosztują. Ale to nieprawda. Słowa w polityce, wypowiedziane szybko i stanowczo, znaczą wiele. Jednoznaczne słowa Unii mogą przynieść więcej dobrego, niż szybkie odcinanie Rosji od politycznych i gospodarczych kontaktów z Europą. Unia nie wypowie wojny o Gruzję, a Rosja doskonale o tym wie. Sankcje są amunicją ostateczną, której użycie byłoby bezsensowne przed wyczerpaniem dyplomatycznej ścieżki pokojowej.