KRUS – czyli jak podzielono Polaków

Cała Polska stoi na branżowych przywilejach. Adwokaci płacą podatek liniowy, górnicy idą bardzo wcześnie na emeryturę, nauczyciele mają krótki tydzień pracy, a księża sprowadzają samochody bez cła.

Aktualizacja: 02.10.2008 05:24 Publikacja: 01.10.2008 17:55

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

O Kasie Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego pisze się ostatnio i mówi dużo, niestety niezbyt mądrze. Króluje stereotyp: pazerni rolnicy i cwaniacy udający rolników okradają budżet, gdyby nie okradali, toby starczało pieniędzy na wszystkie potrzeby. Postulowana reforma KRUS przedstawiana jest przy tym jako znaczący element naprawy finansów publicznych, choć oczekiwania wobec niej są jawnie niespójne – z jednej strony politycy chcą zwiększyć obciążenia rolników na rzecz systemu ubezpieczeń społecznych, z drugiej zgodnie uznają konieczność zachowania KRUS jako swego rodzaju instytucji socjalnej poprawiającej byt ubogiej ludności wiejskiej.

[srodtytul]Pelargonia i złota rybka[/srodtytul]

Pisząc na ten temat, nie mogę pominąć faktu, że jako współwłaściciel 5,5-hektarowego gospodarstwa rolnego, niezatrudniony na etacie ani nieprowadzący działalności gospodarczej i utrzymujący się wyłącznie z honorariów autorskich, jestem przez prawo traktowany jako rolnik. Bywa to co i raz obwieszczane przez funkcjonariuszy salonu jako wielka sensacja, w takim tonie, jakbym zarejestrował się w KRUS na doniczkę z pelargonią albo akwarium ze złotą rybką; nie mogąc doszukać się na mnie żadnego lepszego haka, ten i ów usiłuje przekonać czytelników czy widzów, że kryzysowi ubezpieczeń społecznych winien jest oszust Ziemkiewicz, który zamiast za biurkiem bezczelnie siedzi sobie przez całe lato na wsi przy grillu, dosyłając teksty do gazety e mailem.

Faktem jest, że swego czasu sam publicznie nawoływałem, aby każdy, kto tylko może, kupował ziemię i rejestrował się w KRUS, traktując to jako formę obywatelskiego nieposłuszeństwa; sądziłem, że masowa ucieczka z ZUS zmusiłaby władzę do likwidacji tego nonsensu, jakim jest osobna kasa ubezpieczeń dla rolników. Ucieczka taka nastąpiła rzeczywiście – skromnie przyznam, że nie za moją sprawą – ale władza zareagowała całkiem odwrotne, niż powinna, to znaczy zamiast KRUS zlikwidować, skupiła się na jej pracowitym uszczelnianiu, odbierając ubezpieczenie posiadaczom ziemi rolnej gdziekolwiek zatrudnionym lub prowadzącym działalność gospodarczą.

W ten sposób państwo stworzyło potężny antybodziec dla ludzi siedzących bezużytecznie na wsi, których powinno właśnie ze wszech sił aktywizować; tymczasem wiążąc podejmowanie przez nich działalności zarobkowej z progiem kilkusetzłotowej składki na ZUS i NFZ (na prowincji suma ogromna), wręcz zmusza się ich do bierności.

[srodtytul]Dla pasożytów[/srodtytul]

W ten sposób doszliśmy do pierwszej i podstawowej sprawy, od której trzeba każdą dyskusję o KRUS rozpoczynać. Otóż istnienie KRUS nie ma żadnego uczciwego uzasadnienia, jest to instytucja, której utworzenie było jednym z najbezczelniejszych skoków na kasę w dziejach III RP. Pozostawmy na boku dyskusję, czy i jakie składki powinni płacić rolnicy – załóżmy nawet na chwilę, że pod tym względem obecne rozwiązania są dobre. Nie ma żadnego rzeczywistego powodu, by nie mogli ich płacić w tym samym ZUS, co wszyscy. Ten ZUS obsługuje przecież konta prowadzone według bardzo różnych zasad, zarówno pracowników najemnych, jak i drobnych przedsiębiorców, oraz parę branż mających swoje osobne przywileje emerytalne. Mógłby równie dobrze obsługiwać i rolników, co zresztą robił przez dłuższy czas w PRL.

Dlaczego zatem wolna Polska wydzieliła ubezpieczenia rolnicze z ogólnej puli? Wyłącznie po to, aby organizacje rolnicze (pamiętajmy, że bez wsparcia którejś z nich nie sposób w III RP rządzić) miały na czym pasożytować. Podczas gdy związki robotnicze pasożytują z powodzeniem na pracodawcach zobowiązanych prawem do fundowania ich działaczom pensji i biur, członkowie związków rolniczych sami są własnymi pracodawcami – a przecież nie będą się utrzymywać ze składek. Dzięki wydzieleniu ubezpieczeń rolniczych z puli ogólnej mają zaś do podzielenia między siebie radę nadzorczą (50 najzupełniej zbędnych stanowisk), liczne synekury w regionach i przede wszystkim tak zwany "fundusz składkowy".

Niedawna fala oburzenia na panujący w KRUS nepotyzm całkowicie więc pomijała fakt, iż PSL po prostu użytkuje tę instytucję zgodnie z jej przeznaczeniem, podobnie, jak czyniła to wcześniej Samoobrona i różne drobniejsze związki oraz partie z ludem bądź rolnictwem w nazwie.

[srodtytul]Zlikwidować emerytury?[/srodtytul]

Sztuczna operacja wydzielenia ubezpieczeń rolniczych z puli ogólnej pozwala dziś licznym publicystom drzeć szaty przy wyliczeniach, ile to budżet państwa co roku do KRUS dopłaca. Nie jest to całkiem tak – oczywiście jako instytucja niepotrzebna i z zasady przeznaczona do dojenia państwa KRUS generuje bezsensowne koszty, jednak ogromna większość owych tak działających na wyobraźnię sum to dopłata nie do samej KRUS, ale do wypłacanych za jej pośrednictwem emerytur. Wynika ona po prostu z faktu, iż składki dzisiejszych emerytów zostały przez komunistów w swoim czasie przeputane (czego w III RP, na mocy okrągłostołowego kontraktu, nie wypadało jednak wypominać), a ich prawa nabyte zostały przejęte przez wolną Polskę. Jeśli dopłatę tę porównamy z dopłatą do ZUS uwzględniając liczbę wypłacanych świadczeń, to okaże się, że licząc, brzydko mówiąc od łebka, obciążenie dla budżetu jest podobne.

Wiedząc to, trzeba się zatem pożegnać z kolejnym mitem – mitem, jakoby likwidacja KRUS znacząco wpłynęła na stan finansów państwa. KRUS należy zlikwidować ze względów wyżej wyłuszczonych, ale nie pozwalajmy sobie wmawiać, że jej rozwiązanie znacząco wpłynie na zmniejszenie wydatków budżetu. Jeśli reforma miałaby przynieść taki skutek, musiałaby polegać na likwidacji emerytów na wsi, a w każdym razie na zaprzestaniu wypłacania im świadczeń. Pytanie, skoro już, dlaczego ma to dotyczyć tylko wsi? Zlikwidujmy w ogóle wszystkie emerytury, to budżet państwa po prostu poszybuje ku niebiosom!

Postulat "niech ci rolnicy, którzy dużo zarabiają, płacą większe składki od tych, których dochody są rzeczywiście niskie", jest oczywiście słuszny. Płaska, bardzo niska składka dla wszystkich rolników była przejawem pazerności ze strony działaczy rolniczych, którzy załatwiwszy sobie tak wygodną dojną krowę jak KRUS, nie umieli się tym zadowolić. Ale znów muszę powtórzyć: po realizacji tego skądinąd słusznego postulatu nie należy się spodziewać znaczącego spadku dotacji.

Dobrze zarabiających rolników jest stosunkowo niewielu; większości zaś obciążyć składką porównywalną z ZUS owską po prostu się nie da, chyba że założymy masowe konfiskaty i wystawimy na licytację gospodarstwa niewywiązujące się z obowiązku ubezpieczenia społecznego.

[srodtytul]Na krzywy dziób [/srodtytul]

Bardzo niskie składki emerytalne rolników i całkowite zwolnienie ze składek na NFZ to przywileje, które kłują w oczy dziennikarzy, są więc szeroko nagłaśniane i poddane publicznej krytyce. Teoretycznie, jeśli przymierzać je do jakiegoś idealnego modelu, słusznie. Tylko że rolnicy ze swoimi przywilejami nie są w Polsce żadnym wyjątkiem. Przeciętny Polak być może nie wie, iż większość dziennikarzy, których tak oburza sposób naliczania składek w KRUS oraz istnienie takich "krusowników" jak niżej podpisany, cieszy się przywilejem tzw. 50-procentowego uzysku, czyli płaci podatek w wysokości 10 proc. dochodu, dwa razy mniejszy od zwykłego pracownika. Ten przywilej przyznany został w Peerelu pisarzom i naukowcom jako sposób zrekompensowania im niskich dochodów.

Dziennikarze, którzy nie należą do żadnej z tych grup, załapali się na podatkową zniżkę na przysłowiowy krzywy dziób. Także dziennikarscy gwiazdorzy, których gaże idą w dziesiątki tysięcy złotych. Wiedząc o tym, jakoś nie potrafię stłumić pustego śmiechu, gdy widzę, jak wzięty prezenter (podaję tu przykład czysto hipotetyczny, proszę nie odnosić go do nikogo konkretnego) tyleż rozdzierająco, co retorycznie pyta miliony telewidzów: Czy to sprawiedliwie, że farmer gospodarujący na 300 hektarach i stosownie do tego zarabiający, a jeszcze dotowany przez Unię, płaci składkę emerytalną kilkakrotnie niższą niż fryzjerka tyrająca za 1200 złotych miesięcznie?

Ano, bez wątpienia niesprawiedliwie. Ale ciekawe, że gwiazdorowi jakoś nie przyjdzie do głowy zapytać: Czy to sprawiedliwe, że ja, kasując za jeden program 60 tysięcy złotych, płacę od tych zarobków podatek (licząc procentowo) dwa razy mniejszy niż owa fryzjerka od swojej nikczemnie niskiej pensyjki?

Łatwo dziennikarzom, niemal bez wyjątku miastowym, szczuć publikę na pazerne chłopstwo, trudniej dostrzec coś niestosownego we własnych przywilejach. Nikt nie lubi przecież mówić o belce we własnym oku. Nie przypominam sobie, by którykolwiek z tych, co pałają świętym oburzeniem na "krusowników" i domagają się, abym pozbył się swoich hektarów i poszedł na etat, sam zadeklarował gotowość rezygnacji z podatkowego handicapu. Nie przypominam też sobie, by – kiedy Zyta Gilowska zaproponowała likwidację owego "50-procentowego uzysku" – ktokolwiek z naszego środowiska, a wspomniani tropiciele zwłaszcza, przyklasnął jej z entuzjazmem.

I jest to, przy całej hipokryzji, postępowanie zrozumiałe. A dlaczegóż to my, dziennikarze, mielibyśmy się wyrzekać naszych obrywów, gdy inne grupy zawodowe bronią swoich jak niepodległości? Cała Polska przecież stoi na takich przywilejach. Adwokaci i radcy prawni płacą podatek liniowy, znacząco mniejszy niż zwykli podatnicy o takich samych dochodach, górnicy i kolejarze przechodzą absurdalnie wcześnie na emerytury, nauczyciele mają niezwykle krótki tydzień pracy, księża mogą sprowadzać samochody bez cła, mają swe przywileje mundurowi, sędziowie, nie mówiąc już o politykach przyznających je sobie zupełnie bezwstydnie (na przykład śmiesznie nisko oprocentowane kredyty poselskie).

[srodtytul]Dziel i rządź [/srodtytul]

Każdy widzi, że jest to wszystko chore, ale nie ma odważnego, który by na głos powiedział: skończmy z tym, zlikwidujmy jednocześnie WSZYSTKIE przywileje i jak w cywilizowanych krajach po prostu płaćmy ludziom pieniądze, a wysokość świadczeń i składek uzależniajmy od dochodu. Nie ma i, nie łudźmy się, długo jeszcze nie będzie. Korzenie tego absurdu tkwią oczywiście w realnym socjalizmie. Obdarowywanie różnych branż i grup społecznych przywilejami miało wiele przyczyn, z których najważniejszą było zapewne podtrzymywanie fikcji stosunkowo małego zróżnicowania płac; oficjalnie pensje nie mogły być znacząco wyższe od średniej, więc dla pozyskania chętnych do wyjątkowo niewdzięcznej roboty dodawano im w naturze.

Sądzę jednak, że komuniści brali także pod uwagę korzyść socjotechniczną: w społeczeństwie, w którym zamiast pieniędzy płacono prerogatywami, znacznie łatwiej było realizować zasadę "dziel i rządź". Łatwiej było poszczególne grupy społeczne napuszczać na siebie: wy tutaj tak ciężko tyracie, a tamci mają specjalne sklepy, 15. pensje, wcześniejsze emerytury i tak dalej.

Trzeba stwierdzić, że zastosowana wówczas metoda podzielenia Polaków do dziś okazała się skuteczna i do dziś nikt nie ma odwagi nawet wezwać do zerwania z tym absurdalnym dziedzictwem Peerelu.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2008/10/01/krus-%E2%80%93-czyli-jak-podzielono-polakow/]blog.rp.pl/ziemkiewicz[/link]

O Kasie Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego pisze się ostatnio i mówi dużo, niestety niezbyt mądrze. Króluje stereotyp: pazerni rolnicy i cwaniacy udający rolników okradają budżet, gdyby nie okradali, toby starczało pieniędzy na wszystkie potrzeby. Postulowana reforma KRUS przedstawiana jest przy tym jako znaczący element naprawy finansów publicznych, choć oczekiwania wobec niej są jawnie niespójne – z jednej strony politycy chcą zwiększyć obciążenia rolników na rzecz systemu ubezpieczeń społecznych, z drugiej zgodnie uznają konieczność zachowania KRUS jako swego rodzaju instytucji socjalnej poprawiającej byt ubogiej ludności wiejskiej.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?