W „Lisie na żywo” (cóż za wdzięk i bezstronność, styl i fryzura, głos i maniery) minister kultury w rządzie Leszka Millera Andrzej Celiński zarzucił mi kłamstwo. Wcześniej zatroskał się upartyjnieniem życia w Polsce.
Prowadzący, któremu wszystko się z PiS kojarzy, kazał się tłumaczyć obecnemu w programie politykowi tego ugrupowania. Stwierdziłem, że Celiński wie, o czym mówi, gdyż uczestniczył w tego typu praktykach w rządzie Millera, który upartyjniał wszystko w stopniu w III RP nieznanym.
[srodtytul]Minister jest błaznem[/srodtytul]
Celiński krzycząc, abym zacytował nazwiska zwolnionych przez niego z powodów politycznych, czego, jak twierdził, nie robił, nazwał mnie kłamcą. Ponieważ uważam rozmowę za pomocą epitetów za błazeństwo, powiedziałem, że były minister jest błaznem. Teraz jednak przedstawiam to, czego się domagał.
Jedną z pierwszych decyzji Andrzeja Celińskiego było usunięcie szefów i twórców powołanego przez jego poprzednika Instytutu Adama Mickiewicza: Damiana Kabarczyka i Roberta Kostry, którzy zresztą nie mieli żadnych partyjnych afiliacji.